Muzyka Filmowa
„To reżyserzy pracowali dla Komedy, a nie Komeda dla reżyserów”
Zajmijmy się jednak muzyką Komedy. Czy jest sens w ogóle pojmować ją w dwojaki sposób? Z jednej strony jego muzyka filmowa czerpie pełnymi garściami z jazzu. Jednak problem jego twórczości stricte jazzowej nazywanej nieraz modern jazzem albo początkami free jazzu jest zbyt obszerny, aby zająć się nim „przy okazji” omawiania muzyki filmowej. z drugiej strony: jaka jest zatem jego muzyka filmowa? Oddajmy głos samemu kompozytorowi:
Prezenter niemieckiej telewizji- „Do ilu filmów napisał pan muzykę?”
K. Komeda- „Do ponad 25”
P- „I zawsze był to jazz?”
K.K. „To nie zawsze był jazz, ale najczęściej. Jazz daje najwięcej możliwości muzyce filmowej”[1]
O jego muzyce wypowiadali się najlepsi muzycy jazzowi.
Tomasz Stańko: „Może dlatego pisał dobrą muzykę, bo muzyka do filmu musi być prosta.” Dalej kontynuując myśl mówi” „Miałem szczęście, że to z nim zaczynałem moją pracę zawodową, bo prosta oznacza, że z trzech nut można zbudować bogaty i długi utwór. Pisał np. 1-2 motywy, zwykle jeden, potem zmieniał tonację z moll na dur. Skracał go, albo go wydłużał. Jak on do tego dochodził…? Był mistrzem w zastosowaniu leitmotywów w filmach”.[2]
Wróćmy do początków. Jak to się stało, że Komeda zaczął pisać muzykę do filmów? Spotkał na swojej drodze młodego wówczas niezwykle zdolnego reżysera Romana Polańskiego. Marek Hendrykowski w swojej książce „Komeda” tak opisuje to wydarzenie:
„Zawiązany ad hoc w 1957 roku tandem Komeda- Polański oznaczał połączenie w jedno: dwóch wspaniałych talentów, dwóch olbrzymich pasji twórczych i dwóch niebywale pracowitych i aktywnych młodych ludzi, którzy w gnuśnej atmosferze powszechnej niemożności nie zamierzają marnować ani chwili”. [3]
Nie da się zaprzeczyć, że obaj twórcy nadawali na tej samej fali. Rozumieli się bez słów. Z propozycją napisania muzyki do swojej etiudy „Dwaj ludzie z szafą” wyszedł Roman Polański, któremu Krzysztofa polecił Jerzy Skolimowski. Jak wspomina sam autor czuł dla kompozytora ogromny respekt”
„Byłem onieśmielony, kiedy go poznałem. Potem dowiedziałem się, że on też bo mu zaproponowałem stworzenie muzyki do filmu, czego nigdy dotąd nie robił”.
Dostrzegali ich wzajemną „chemię” inni. Andrzej Krakowski stwierdził, że „byli jak ying i yang. Roman obdarzony niesamowitą energią, a Krzysztof łagodny, czyli yang”.[4] Inny reżyser Jǿrgen Leth nazywa ich wspólny język jako diaboliczny humor. Cytowany już wcześniej Tomasz Stańko dopatruje się sukcesu muzyki Komedy w jej prostocie formalnej. Właśnie muzyka filmowa potraktowana w ten sposób stanowi swojego rodzaju novum w traktowaniu muzyki do obrazu filmowego, co odróżniało go od innych i dzięki czemu „zdobył serca” słuchaczy i reżyserów na świecie, a zarazem stanowi punkt zwrotny w historii polskiej muzyce. Nie bez przyczyny jego muzyka nazywana jest jako modern jazz, choć moim zdaniem bardziej trafnym określeniem jest free jazz, choć wtedy były to zaledwie jego początki.
Jak wyglądała praca nad muzyka do filmu? Wydaje mi się, że zależało to od reżysera, z którym Komeda współpracował. Polański dawał mu całkowitą swobodę w tworzeniu muzyki do jego obrazów, co na pewno dawało kompozytorowi po pierwsze ogromną swobodę po drugie twórczą wolność, niewątpliwie dawało to wyraz zaufaniu, jakim został kompozytor obdarzony. Nie sposób nie zauważyć, że muzyka Komedy świetnie współgrała z obrazem nie tylko-mówiąc kolokwialnie- „robiąc nastrój”, ale też ubogacając go. Myślę, że najlepiej zobrazują to słowa Agnieszki Osieckiej:
„Obraz Polańskiego byłby martwy i płaski, gdyby nie muzyka. (…) Jest w tej muzyce coś, co można nazwać sumą nadziei i rozczarowań, suma uniesień i upadków naszego pokolenia” [5]
Czy można, zatem powiedzieć, że jego muzyka była jakimś krzykiem „młodych gniewnych” artystów? Na pewno, jego muzyka wyrażała bunt młodych artystów. Przede wszystkim była szczera prosto z serca. Czego teraz tak bardzo brakuje w „naszej” muzyce rozrywkowej czy popowej. Dziś szczerość została zastąpiona zwykłą ludzką próżnością, ale wtedy było inaczej. Wtedy liczyła się szczerość przekazu i zgodność z własnym sumieniem.
Wspólny język Komedy z Polańskim nie miałby prawa współistnieć gdyby nie ich wspólna pasja i ogromny talent każdego z nich. Było kilku reżyserów, z którymi Komeda świetnie się rozumiał, m.in takim reżyserem był Henning Carlsen, który stwierdził, że od samego początku ich współpracy „połączyła ich jakaś chemia”.
Zanim dalej zagłębimy się w muzykę filmową Krzysztofa Komedy należałoby zadać sobie pytanie, które w zasadzie winno znaleźć się na początku omawiania twórczości tego kompozytora. Co skłoniło Romana Polańskiego, że powierzył takie zadanieKomedzie, który już zdobył uznanie jako muzyk jazzowy, ale nie próbował swych sił jako kompozytor muzyki filmowej? Czy tylko fakt, że był już znanym i szanowanym muzykiem?
Fakt, że propozycja dotyczyła tylko studenckiej etiudy Romana Polańskiego, jak się później okazało nie miało większego znaczenia. Komeda podszedł do zadania absolutnie serio, co opłaciło mu się gdyż propozycji napisania „filmówki” było coraz więcej.
Pierwsza sprawa, że Polański jak sam wspomina uwielbiał jego muzykę i to właśnie skłoniło go do wysunięcia prośby o napisanie przez Krzysztofa muzyki do jego krótkiego filmu.
„Wśród różnych jazzmanów polskich, Komeda wyróżniał się nowoczesnością, stylem i odrzuceniem jazzu tradycyjnego” [6]
Słowa polskiego reżysera mówią wszystko o komedowskim stylu. Jednak już wcześniej, bo w czerwcu 58 na łamach „Ruchu Muzycznego” Stefan Kisielewski po pierwszym koncercie Sekstetu Komedy, pisał o stylu Komedy: „ascetyczny, trudny, wyrafinowany, intelektualny”
Co prawda pojawiła się także nieprzychylna recenzja występu. Kamil Hala, czeski band leader napisał, że:
„Kierownik Sekstetu „olśnił” dysonansową harmonią i nonsensowną improwizacją”.
Był to okres kształtowania się stylu polskiej muzyki jazzowej, okres kiedy „nielegalnie” słuchało się amerykańskich audycji jazzowych, a muzycy robili mało aby wykształcić swój indywidualny styl, a o wiele za dużo aby naśladować jazz amerykański. Brakowało pewnej świadomości, że do muzyki de facto amerykańskiej, można jednak wnieść coś „świeżego” nadać jej pewien indywidualny rys. Temat początków jazzu jest jednak zbyt rozległy aby próbować go nawet pokrótce omówić, wróćmy do właściwego tematu.
Warto jednak wspomnieć jeszcze pewne wydarzenie, które miało miejsce w 1958 roku, gdy 27 letni Krzysztof grał w zespole Jazz Believers. W Sali jednej z filharmonii odbyło się specjalne przesłuchanie, które wyłonić miało muzyka, który będzie reprezentować Polskę na festiwalu w Newport. Wybrany został Jan „Ptaszyn” Wróblewski. Natomiast Marshall Brown i George Weil muzykę młodego pianisty ocenili- jak pisze o tym Roman Kowal, jako „niemuzykalne naśladownictwo Monka”. Jednakże dziś wiemy, że jego indywidualny styl wówczas dopiero kiełkował, by móc z całą siłą wybuchnąć już kilka lat później.
Zakończenie
Wobec tego, co zadecydowało, że Polański zaufał właśnie jemu? Myślę, że jego indywidualny styl, który cały czas ewoluował od „niemuzykalnego naśladownictwa Monka”, do w pełni autonomicznego "stylu komedowskiego" i który wywarł ogromny wpływ na muzykę określaną dziś mianem europejskiego jazzu. Jego styl znalazł kontynuatorów, wśród muzyków, którzy właśnie w zespołach Komedy zaczynali swą muzyczną przygodę np. Tomasz Stańko (który jest dziś jednym z najbardziej szanowanych muzyków jazzowych na świecie), ale nie tylko. Wśród muzyków młodszego pokolenia znajdziemy również całkiem spore grono, na których grę niewątpliwie miały wpływ zarówno kompozycje jak i styl Krzysztofa Komedy. Marcin Wasilewski Trio (wcześniej Simple Acoustic Trio), znani ze współpracy z Tomaszem Stańko (trzy genialne płyty pod nazwą Tomasz Stańko Quartet: „Suspended Night”, „Soul of Things” i „Lontano”, na której m.in. znajdziemy wykonanie „Kattorny”). Z kolei na płycie Leszka Możdżera z Larsem Danielssonem i Zoharem Fresco „The Time” oraz „Live” znajdziemy „Svantetic”. Najpełniejszy hołd i jednocześnie chyba najpiękniejszy zmarłemu artyście oddał Tomasz Stańko. Jego płyty „Music for K” oraz „Litania” (na której oprócz Stańki grają m.in. Bernt Rosengren (jego saksofon słyszymy m.in. w muzyce filmowej do filmu „Nóż w wodzie”), Bobo Stenson, Joakim Milder). Najnowszym fonograficznym hołdem (kolejnym, ale jakże pięknym) jest płyta Leszka Możdżera "Komeda"
Gdzie tkwi fenomen twórczości polskiego kompozytora? Odam głos Andrzejowi Jagodzińskiemu:
„Muzyka Komedy jest genialna. Jeżeli usłyszy się ją raz, to trzeba do niej wracać, zgłębiać ją. Nie bez powodu grana jest do dziś, sięga po nią każde kolejne pokolenie. Jest inspiracją. Kompozycje, które napisał Krzysztof Komeda, są osadzone w słowiańskiej tradycji, co przejawia się przedewszystkim w pięknie melodii. W tym muzyka Komedy nawiązuje do kompozycji samego Chopina.”
Na sam koniec pragnę po raz ostatni odwołać się do książki „Komeda” Marka Hendrykowskiego. Na stronie 189 znajduje się dekalog Komedy. Przywołam tylko 3 punkty (zainteresowanych odsyłam do tej znakomitej książki):
„6. Film jest dla kompozytora przygodą, dzięki której odkryć można szereg rzeczy nowych.
7. Muzyka powinna pojawiać się w filmie tylko tam, gdzie jest naprawdę konieczna, i raczej powinno być jej za mało niż za dużo.
8. Nowoczesność nie stoi w sprzeczności z tradycją. Tradycja muzyczna twórczo odczytana okazuje się czymś bardzo nowoczesnym.”
Niech te słowa będą zakończeniem. Choć trzeba na koniec dodać, że ten artykułę mógłby być tylko wstępem do procesu badania muzyki Komedy. Muzyki, która kryje w sobie niewyobrażalne bogactwo środków muzycznych i różnego rodzaju problemów ciekawych z punktu widzenia badacza twórczości Krzysztofa Komedy. Twórczości o ogromnej wartości dla polskiej i europejskiej muzyki. Twórczości wiecznie żywej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz