13 czerwca 2012

Milos

Mediterraneo [Polska cena] - Milos Karadaglic
Jeśli szukamy płyty przyjemnej, która ociepli nieco „wiosenne” i póki co zimne wieczory, to płyta, Milosa Karadaglica Mediterraneo- jaką ostatnio otrzymałem od sklepu merlin.pl- jest płytą idealną. Dodać przy tym należy, że jest to muzyczna „siesta” spędzona przy doskonałym technicznie artyście i doskonale przemyślanej muzyce.


Gitara. Instrument kojarzony różnie… Z ogniskiem, śpiewaniem i gronem/masą amatorów… i mówieniem…, że na gitarze każdy grać potrafi… oczywiście, to stereotypowe myślenie uczyniło trochę złego…  (trochę tak jak Mozartowi- nie mówiąc już o Salierim wiele złego zrobił film Amadeus) ale, gdy przyjrzymy się literaturze „klasycznej” na tenże instrument, okazuje się on repertuarem trudnym. Moje pierwsze „klasyczne” spotkanie z gitarą, to kompozycja Joaquin’a Rodrigo Concierto de Aranjuez. Moja droga do tego utworu była trochę przypadkowa… od Davies’a i jego wersji tegoż utworu, po oryginał. W ten sposób odkryłem bogactwo gitarowych brzmień. Później przyszła nieskrywana fascynacja Patem Methenym. Z tym większą ciekawością przyjąłem przesłaną mi od sklepu merlin.pl płytę z muzyką na gitarę. Ciekawością, która towarzyszy w zasadzie każdemu kolejnemu słuchaniu tej płyty, i co ciekawe, za każdym razem odkrywam coś nowego. Najciekawsze są barwy- z resztą sam Milos Karadaglic stwierdza, iż odnajdywanie nowych „barw” fascynuje go najbardziej. Nie będę udawał, iż znam literaturę a gitarę- bo nie znam. Dlatego też trudno mi jest odnieść się do innych interpretacji utworów, które zaprezentował nam na płycie 28- letni gitarzysta z Czarnogóry.  Mogę jedynie ocenić, czy do mnie taka muzyka trafia… a zdecydowanie tak jest.  W książeczce dołączonej do płyty autorstwa Michaela Church’a możemy przeczytać, że muzyka nagrana na płycie jest odzwierciedleniem charakteru Karadaglica. Mówi słuchaczowi kim jest gitarzysta… jaki on jest? Przede wszystkim porywający. Każdy z utworów jest inny, i inaczej wykreowany przez solistę. Przede wszystkim jednak  urzekły mnie trzy części z Suity hiszpańskiej op. 47 Isaaca Albeniza. Otwierający płytę Asturias (No. 5), Sevilla (No. 3) oraz Granada (No. 1). Niezwykłe barwy „wyciągnął” solista- wraz z towarzyszącą mu English Chamber Orchestra pod dyrekcją Paula Watkinsa- z Romance anonimowego kompozytora w aranżacji Chrisa Hazell’a. Asturias, to utwór, który gitarzysta- jak dowiadujemy się z tekstu o nim autorstwa Stefana Banasiaka zamieszczonym w Muzyce 21- pamięta z dzieciństwa. Wówczas to- kiedy miał 8 lat usłyszał go po raz pierwszy. Nic zatem dziwnego, że słuchając tegoż utworu mamy wrażenie, że Karadaglic opowiada nam jakąś historię. Jaką? To już w zasadzie zależy od słuchacza. Dla mnie to opowieść o małym chłopcu, którego fascynują brzmienia gitary… Prawdziwym przełomem na drodze twórczej okazuje się przyjęcie jako stypendystę 16-letniego Milosa do Royal Academy of Music w Londynie. Czarnogóra, to miejsce, gdzie krzyżują się różne kultury muzyczne. Stąd na płycie różni kompozytorzy: Albeniz, Tarrega, Domeniconi, Theodorakis czy Granados. Każdy utwór- co ważne- jest pretekstem dla artysty, aby przedstawić swoją historię- stąd zadedykowanie utworu Theodorakisa swojemu wujkowi, który stracił jedynego syna… tych historii wydaje się być siedemnaście… każdy na szansę odkryć w nich swoją historię…  

Dziś, kiedy piszę tą recenzję i słucham płyty z jednej strony widzę pogodę niemrawą i słyszę dźwięki słonecznej Hiszpanii… zdecydowanie ciekawszy jest świat Karadaglica, do którego zabiera słuchaczy za każdym włączeniem płyty.



Ode mnie: ***** i dodatkowa * za to, że płyta otworzyła mi uszy na nowe brzmienia, razem ******

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz