20 października 2012

Krzysztof Krawczyk, czyli tandeta ze szlagierami w tle


Jest!!! Jestem szczęśliwy… najwybitniejszy z wybitnych. Pieśniarz nad pieśniarzami wydał nie jedną a dwie nowe płyty… same hity. A teraz na poważnie. Ostatnio w „Uważam rze” (nr 38/2012) przeczytałem tekst promocyjno-recenzencki, a że mam poczucie humoru uśmiałem się do łez. Otóż Adam Ciesielski napisał tekst „Powtórki i odkrycia”, co okazało się przyczynkiem do mojego tekstu…

Bohater polskiej piosenki, sprzedający całą masę albumów (jeden nawet był dodawany w gratisach do jednego z syropów leczniczych), gwiazda wieczorów na festynach osiedlowych nagrał dwie osobno sprzedawane płyty (jakby nie można było wydać jednego dwupłytowego albumu… ale wiem, rozumiem- to lepiej się kalkuluje, co dwie okładki to nie jedna). Ponoć przyświecała mu idea, z jaką Rod Stewart nagrał „American Songbook”… ale nie oszukujmy się obu artystów (choć, czy nasz polski Rod Stewart jest artystą?) dzieli przepaść- można nawet napisać Przepaść „przez duże Pe”. Przepaść stylistyczna, wokalna i generalna. Już sama nazwa „Polski Songbook” wydaje się- najdelikatniej mówiąc- nietrafiona. Adam Ciesielski nazywa piosenki „szlagierami”… i ta akurat nazwa okazuje się trafna. „Szlagiery” kojarzą mi się jak najgorzej, ale też tak właśnie kojarzą mi się tytuły niektórych piosenek. Błagam, aby więcej nie pisać, że Krawczyk zrealizował coś na wzór „American Songbook”. Nie zrealizował, bo tytuły dobrane zostały tragicznie. Tytuły, jak to tytuły, ale jeszcze dochodzi wykonanie. Słuchałem fragmentów i więcej nie będę, z tego powodu, że na dłuższą metę po prostu obrzydły by mi same piosenki. Na szczęście pozostają niezapomniane oryginały. Sięgając po utwory Niemena trzeba mieć pomysł, genialny głos… Krawczyk ani pomysłu, ani magicznego głosu nie ma i mówiąc wprost połamał się całkowicie na Niemenie. Ale nie tylko. Ostatnio miałem niebywałą przyjemność słuchania nowej płyty „Lady Pank Symfonicznie”. Porównać tamto „Nie wierz nigdy kobiecie” z wersją Krawczyka, to tak, jakby porównać pięknego borowika ze zgniłym muchomorem (przepraszam, ale w weekend byłem na grzybach i pozostały te grzybiarskie odwołania). Ale po kolei… część pierwsza, to Polski Songbook vol. 1, czyli „Dlaczego dziś nikt nie pisze takich piosenek?”. Wpierw skupimy się na doborze tytułów: Zawsze tam gdzie ty; Pamiętasz, była jesień; Nigdy więcej; Miłość swe humory ma; Do widzenia Teddy; A mnie jest szkoda lata; Nad Prosną; Zielono mi; Wspomnienie; Jej portret; Nie wierz nigdy kobiecie; Będziesz moją panią; Napiszę do ciebie z dalekiej podróży; Nie płacz Ewka; Dlaczego dziś nie pisze nikt takich piosenek. Każdy ma prawo do reinterpretacji, jednak warto też wiedzieć kiedy powiedzieć dość… tej wiedzy zabrakło niestety „pieśniarzowi” naszych czasów. Przepraszam, ale podtytuł powinien brzmieć „Dlatego nikt nie nagrywa tak tych piosenek”!!! Mianieryczny sposób śpiewania Krzysztofa Krawczyka doprowadza mnie najogólniej i najprościej mówiąc do szału- choć doprowadzał mnie do szału już od dłuższego czasu… w końcu to król wesel. I powiem szczerze po stokroć wolę gdy śpiewa jego utwory tandetny zespół z w miarę dobrym wokalistą niż gdy są puszczane oryginały. Muszę przyznać, iż największym przykładem „standecenia” oryginału jest „Nie wierz nigdy kobiecie”. Kto czyta, niec nie słucha… tandeta ma to do siebie, że pozostaje w pamięci… Chciałbym zacytować Adama Ciesielskiego (cyt. z: „Uważam Rze” 38/2012 Adam Ciesielski: „Powtórki i odkrycia”, str. 54- 55): „Pierwsza część (…) nawiązuje do romantycznego nurtu polskiej rozrywki. Doświadczone pokolenie słuchaczy ze wzruszeniem odświeży sobie pamięć, a młode odkrywa nieznane sobie wcześniej szlagiery”. Tyle wystarczy. Niestety w całości  nie zgadzam się z tym zdaniem. Starsze pokolenie lepiej niech pielęgnuje w pamięci oryginały, a młode niech nie słucha wersji Krawczyka bo się zniechęci do oryginałów. Drugi album to ponoć odbicie „big-beatu”  i tu cytat z Krawczyka Krzysztofa (cyt. za: Adam Ciesielski, op.cit.): „Jestem z pokolenia, które wchodząc w wiek dojrzewania, zostało porwane przez rewolucję muzyczną tamtych lat. Jej treścią był rock and roll, a symbolami do dziś pozostają Elvis Presley i The Beatles.”. Będzie zatem rock and roll’owo…? Jasne…: jak może być rock and roll’owo, skoro pieśniarz (serio, spodobało mi się to określenie) wybrał takie hity: Pokolenie; Sen o Warszawie; Gdzie się podziały tamte prywatki; Płoną góry, płoną lasy (absolutny hicior z pseudo-chińską gitarką); Wieczór na dworcu w Kansas City; Dziś prawdziwych Cyganów już nie ma (kolejny rock and roll’owy hit); Obok nas (moja małżonka czytając spis, stwierdziła, że do zestawu klasyki rock and rolla brakuje „My cyganie” i „Jadą wozy kolorowe”)bądźmy poważni… oczywiście pewne nawiązania są… Niedziela będzie dla nas (manieryzm wokalu jest tu uderzająco szkaradny, a może komiczny); Powiedz stary gdzieś ty był (wow, to stać go na brzmieniowe eksperymenty, ale nie łudźmy się nie wyszły jemu). Niestety, ale szkoda czasu… generalnie  płyty powinny mieć podtytuł „Nigdy więcej”.

               Bronią się aranże… po fragmentach słychać… ciekawe solówki, ale wokal uderzająco nietrafiony. Ja wiem, że sentyment, że Krawczyk to chodząca legenda, że w każdym szaleństwie jest jakaś metoda, ale błagam, nie piszmy więcej, że Krawczyk się popisał… bo mniej więcej to mogę wywnioskować z tekstu Adama Ciesielskiego… i nigdy więcej nie porównujmy Roda Stewarta z Krzysztofem Krawczykiem. Różnica klas jest tak rażąca, że porównanie jest po prostu niesmaczne i w dużej mierze miażdżące dla polskiego pieśniarza. Płyt nie ratuje ani sentyment dla oryginałów, ani dobre aranże, ani solówki. Po prostu nic… a zatem zakrzyknijmy cytując klasyka: „JESTEM ZA, A NAWET PRZECIW”. Niestety takie płyty niszczą i tak już podupadającą polską scenę rozrywkową.

 


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz