28 listopada 2012

Ceclilia Bartoli

Mission [Polska cena] - Diego Fasolis, Cecilia Bartoli
Postanowiłem znów nieco zaryzykować. Po kilku albumach, które pomimo mniejszych lub większych uprzedzeń okazały się znakomite… znalazłem na stronie merlina interesującą nowość. Długo się niezastanawiając się dłużej postanowiłem zatem przekonać się sam do tej płyty.

Nowa płyta Cecili Bartoli ciekawa jest- jak to często bywa w przypadku recenzji płyt wręcz znakomitych- z kilku powodów. Po pierwsze sama solistka. Po drugie znakomity zespół- z jednym          z absolutnie najwybitniejszych trębaczy Gabriele Cassone i powód trzeci muzyka praktycznie zapomniana… praktycznie, choć nie całkiem. Efekt końcowy, jaki dostajemy jest znakomity i z całą pewnością warty głębszego i dłuższego wsłuchania się. Z dużą uwagą przeczytałem w Muzyce 21 dość ciekawy- nie ukrywam- tekst Łukasza Kaczmarka na temat nowego wydawnictwa Cecili Bartoli. Tekst obfituje w dość ciekawe i ważne informacje, jest dobrze napisany a przede wszystkim jest on bardzo rzetelnie napisany… choć można trochę pokręcić nosem, ale nie ma to w tej chwili większego sensu. Nie chcąc za dużo cytować, ale tylko dlatego, że tekst warty jest przeczytania, a nawet i kupna periodyku (choć radzę omijać recenzje)- pozwoliłem sobie na mały cytat:

„Album poświęcony jest postaci niezwykłej- Agostinovi Steffaniemu (1654- 1728) włoskiemu kompozytorowi, dyplomacie, politykowi, duchownemu, lingwiście i koneserowi sztuki. Jego awanturnicze życie zdominowały dyplomatyczne intrygi, którym sprzyjały bliskie relacje z pruską księżniczką, dworem Medicich, cesarzem austriackim, czy samym papieżem.”

Tyle w skrócie o Steffanim… a zatem człowiek wielu talentów, spośród których z oczywistych względów najbardziej interesujący jest talent kompozytorski… chociaż z drugiej strony intrygi… nie powiem, bo ciekawe, bo czytelnicy lubią, bo miło się czyta, ale skupianie się na tym akurat aspekcie zostawię innym… będzie trochę jednak o moich uprzedzeniach… pisałem to bodajże podczas recenzji płyty Aleksandry Kurzak- nie przepadam bowiem za bardzo za składankami operowych solistów… podobnie zresztą unikam operowych „highlistów” czy płyt typu „the best of” - wolę zdecydowanie całe opery, choć w wielu przypadkach wymagają one poświęcenia im dobrze ponad godziny… wysłuchanie całego Ringu Wagnera wymaga wielu godzin nie mówiąc już o cyklu Licht Stockhausena to prawie 30 godzin… ale… może paradoksalnie w tym tkwi piękno opery i dopiero wówczas poznajemy cały kunszt solisty… jednak pomimo moich uprzedzeń „coś” mnie urzekło w nagraniu Bartoli… składanka z fragmentów oper Steffaniego jest poskładana bardzo spójnie i przede wszystkim nie są to bezmyślnie powrzucane obok siebie arie.

Zastanawiałem się pisząc recenzję, co urzekło mnie w nagraniu najbardziej? Sama solistka? Orkiestra I Barocchisti (z genialnym trębaczem Gabriele Cassone) pod Diego Fasolisem? Czy może Philippe Jaroussky partnerujący Bartoli w duetach? Jak się okazało odpowiedź postawić jest trudno… każda z tych osób ma bowiem swój udział we wspólnym sukcesie…

Postanowiłem sobie również odświeżyć wspomnienia… i sięgnąłem po płytę DVD z nagraniem Cyrulika Sewilskiego, z udziałem Bartoli (Rozyna)… choć nagranie nie jest nowe 1988 rok, solistka niewiele się zmieniła… sposób w jaki kształtuje ona frazę wokalną, technika jaką operuje jest absolutnie wyjątkowa. Ale są to cechy, które również zwracają uwagę na nowej płycie Cecili Bartoli. Powiem szczerze, nie spodziewałem się tak dobrej płyty… Dobór utworów jest przemyślany… Bardzo dobrym pomysłem było, aby kompozycją rozpoczynającą nagranie była Schiere invitte, non tardate… doskonale grająca orkiestra wprowadza słuchacza w klimat całej płyty. Minimalnie nieczysto wypada ostatni dźwięk Bartoli, ale można to uznać za przysłowiowy „wypadek przy pracy”… dalej już nieczystości nie ma, a techniczne „fajerwerki”, z którymi radzi sobie solistka pozwalają na tą intonacyjną niedoskonałość przymknąć oko. Ove son? Chi m’ aita? In mezzo all’ ombre… Dal Mio petto okazuje się jedną z lepszych propozycji. Doskonała barwa i orkiestra niezwykle mądrze „dobarwiająca” całość… Niezwykle poruszającą arią jest również Amami, e vederai z udziałem lutnisty Rario Conte. Pierwszy duet z Jaroussky’m wypadł dobrze, choć jest on nieco „blady” przy Mie fide chieie, all’ armi! oraz Suoni, tuoni, il suolo scuota. Drugi duet z Joraussky’m wypada już dużo lepiej. Jednakże znów następująca po nim aria A facile vittoria z koncertującą trąbką przyćmiewa duet Bartoli z Jarrousky’m… Tak czy inaczej… aria z trąbką jest jednym z lepszych momentów nagrania… zarówno za sprawą solistki, jak również trębacza. Obie partie- trudne technicznie- wykonawcom nie przysparzają większych problemów… a tryle w wysokim rejestrze trąbki są absolutnym technicznym „majstersztykiem”… Jeśli chcieć wyszczególnić jeszcze „momenty” godne uwagi, to z całą pewnością nie można pominąć Dell’ alma stanca a raddolcir le tempre… Sfere Amice, or date al labbro… jest to aria niezwykle intymna… Bartoli operuje głosem bardzo delikatnie… czy aria Serena, o Mio bel sole z Jarousskym… to zdecydowanie najlepszy duet na płycie. W Svenati, struggiti, combatti, suda dwie rzeczy zwracają uwagę. Bo pierwsze piękna barwa jaką operuje solistka, oraz genialna gra orkiestry.

Jakiś czas temu miałem okazję słuchać płyty Aleksandry Kurzak… jednakże jak inna jest to płyta… inaczej brzmiąca inny repertuar, jednak obie artystki potrafią do siebie bardzo sugestywnie przekonać. Płyta Bartoli jest bardziej kameralna, momentami intymna, stonowana… i jest to jej największa zaleta… cała magia nagrania jest ukryta właśnie w kantylenowych ariach…

Ode mnie: *****

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz