Maja Sikorowska i zespół KROKE nagrali płytę wyjątkową… i
choć sformułowanie to otwiera wiele recenzji, w tym wypadku nie jest tylko
powtarzanym frazesem, ale zdaniem napisanym całkiem serio i szczerze. „Dziewczyna
śpiewająca po grecku. Zespół czujący bezbłędnie etniczne klimaty. Bałkany i
Orient. Morze Śródziemne z jego wyspami, nieparzyste rytmy i melizmaty tworzą
razem świat niezwykły. Świat egzotyczny ale nie egzotyką rodem z taniego. To
jest muzyka pozostająca w pamięci na długo, płynąca z jej źródeł. Udajcie się z
nimi w podróż tam, gdzie miłość to wiersz miłosny, a nienawiść to pchnięcie
nożem”…
A zatem wyruszamy. Płyta Avra
jako muzyczna podróż…? Myślę, że można tak z całą pewnością tą płytę odebrać.
Ostatnimi czasy można zauważyć dość wyraźną tendencję- może nawet pewną zmianę
upodobań słuchaczy. Cieszy- naprawdę cieszy- zainteresowanie muzyką- mówiąc
nieco ogólnie- spoza naszej kultury (Duży w tym udział audycji Siesta Marcina
Kydryńskiego). Dziwi trochę pewne spychanie na bok naszej rodzimej muzyki
ludowej, ale biorąc pod uwagę, że w momencie kiedy na półkach sklepowych
pojawia się Siesta (bodaj 23 października ukazała się nowa składanka) rozpycha
się ona dość odważnie pośród popowych badziewnych, miernych i niewiadomo
dlaczego popularnych „bestsellerów”… można przymknąć oko na spychanie na bok
naszej ludowej muzyki. Tak czy inaczej rzecz się tyczy nie naszej, a greckiej
muzyki. Maja Sikorowska, znana z lat młodości (oczywiście mam tu na myśli moją
młodość), kiedy moi rodzice słuchali namiętnie kaset zespołu „Pod Budą” (w którym gra i śpiewa jej
ojciec). Tam w jednym z kawałków gościnne wystąpiła właśnie Maja Sikorowska…
zapomniałem już szczegółów, ale skojarzenie zostało. Tu już nie gościnnie, ale
rzec można w pełnej krasie. Zespół Kroke (w składzie: Tomasz Kukurba- altówka,
śpiew, instrumenty perkusyjne, flet, skrzypce; Jerzy Bawoł- akordeon; Tomasz
Lato- kontrabas; gościnnie Sławomir Berny- perkusja, instrumenty perkusyjne),
znam w zasadzie tylko z nazwy, choć nie, wróć… słyszałem nagranie z „niepokornym
i zjawiskowym” Nigelem Kennedym (East
Meets East). Tu znów same mgliste wspomnienia, choć z pewnością wrócę do
tej płyty… bo wrócić warto. Wracając do płyty. Bardzo mnie cieszy, iż każdy utwór jest okraszony małym,
bo małym ale jednak- komentarzem Mai Sikorowskiej. I garsona: „Najlepsza
kelnerka w mieście serwuje klientom jadło, napitki, ale przede wszystkim
uśmiech, którego nie dolicza do rachunku. A kiedy mówiąco widzenia wychodzą w
noc, nie wiedzą, czy bardziej upiły ich wzniesione toasty, czy kolor jej oczu.
Wiedzą natomiast, że jest warta każdego napiwku.” Przenosimy się zatem do
knajpki… bardzo do tego klimatycznej… znakomicie brzmi tu zarówno zespół jak i
solistka… Makria, makria… to już inny
klimat… może nieco bardziej refleksyjny… i piękny… i ta solówka na skrzypcach…
zamykając oczy bardzo łatwo przenieść się w jakiś zupełnie inny i wyimaginowany
świat… Ta hartina to znowuż co
innego… solówka na altówce… cały czas jestem pod wrażeniem zespołu… to nie jest
czyste brzmienie skrzypiec czy altówki… ale jakże piękne… Misirlou jak pisze Maja Sikorowska- „powiew gorącego Orienu”…. Pełen uroku okazuje się Hronia Helidonia… wspomnienie z lat
dziecinnych… To fengari kani volta, Ego
krasi den epina melodia ludowa… ale na płycie jest pełna magii… jest w tym
utworze aura tajemniczości… już sam akompaniament by wystarczył… ale dochodzi
wokal… jest jeszcze lepiej… nic dodać nic ująć- jedna z najlepszych piosenek na
płycie… Dimitroula Mou. Powiem
szczerze trudno otrząsnąć się, ale przychodzi zmiana… „To piosenka sławiąca wieczory w nadmorskich tawernach przy ouzo lub
retsinie”. Antitheta pia powrót
do klimatów nieco bardziej melancholijnych… ale co warto zauważyć… każda
melancholijna melodia okazuje się inna… nie ma na tej płycie żadnej rutyny,
powielania… co stanowi na pewno o wartości album. To diko mou paploma. To jedna z najlepszych kompozycji. Pełna
radości. Bardzo optymistyczna przy tym. Petaxes
(Corsica) powiem może nieco kolokwialnie, ale wstęp tu powala po prostu
powala na łopatki… zjawiskowy… pełen barw brzmień… taka muykanie może być
przypadkowa… świadczy o niebywałym kunszcie każdego z wykonawców. Każdego z
osobna. Episkeptes zaśpiewana jest
natomiast na niemalże minimalistycznym akompaniamencie, ale nie potrzeba
więcej... urzekający jest flet, parę dźwięków, ale jaki efekt. Tzivaeri kolejna i już ostatnie melodia
ludowa… akordeon, flet… wszystko co najlepsze.
Trudno
znaleźć taką płytę na naszej „polskiej scenie”… dlaczego polskiej? Bo wykonawcy
są polscy… jednak płyta okazuje się absolutną mieszanką kultur… ale mieszanką
bardzo inteligentnie zagraną. Płyta jest wyjątkowa, niezwykła, tajemnicza i
magiczna… nie chce się jej wyłączać, tylko słuchać i słuchać…
Ode mnie: ******
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz