16 listopada 2012

Maja Sikorowska i Kroke

Avra [Digipack] - Maja Sikorowska, Kroke
Maja Sikorowska i zespół KROKE nagrali płytę wyjątkową… i choć sformułowanie to otwiera wiele recenzji, w tym wypadku nie jest tylko powtarzanym frazesem, ale zdaniem napisanym całkiem serio i szczerze.  „Dziewczyna śpiewająca po grecku. Zespół czujący bezbłędnie etniczne klimaty. Bałkany i Orient. Morze Śródziemne z jego wyspami, nieparzyste rytmy i melizmaty tworzą razem świat niezwykły. Świat egzotyczny ale nie egzotyką rodem z taniego. To jest muzyka pozostająca w pamięci na długo, płynąca z jej źródeł. Udajcie się z nimi w podróż tam, gdzie miłość to wiersz miłosny, a nienawiść to pchnięcie nożem”…

A zatem wyruszamy. Płyta Avra jako muzyczna podróż…? Myślę, że można tak z całą pewnością tą płytę odebrać. Ostatnimi czasy można zauważyć dość wyraźną tendencję- może nawet pewną zmianę upodobań słuchaczy. Cieszy- naprawdę cieszy- zainteresowanie muzyką- mówiąc nieco ogólnie- spoza naszej kultury (Duży w tym udział audycji Siesta Marcina Kydryńskiego). Dziwi trochę pewne spychanie na bok naszej rodzimej muzyki ludowej, ale biorąc pod uwagę, że w momencie kiedy na półkach sklepowych pojawia się Siesta (bodaj 23 października ukazała się nowa składanka) rozpycha się ona dość odważnie pośród popowych badziewnych, miernych i niewiadomo dlaczego popularnych „bestsellerów”… można przymknąć oko na spychanie na bok naszej ludowej muzyki. Tak czy inaczej rzecz się tyczy nie naszej, a greckiej muzyki. Maja Sikorowska, znana z lat młodości (oczywiście mam tu na myśli moją młodość), kiedy moi rodzice słuchali namiętnie kaset zespołu „Pod Budą” (w którym gra i śpiewa jej ojciec). Tam w jednym z kawałków gościnne wystąpiła właśnie Maja Sikorowska… zapomniałem już szczegółów, ale skojarzenie zostało. Tu już nie gościnnie, ale rzec można w pełnej krasie. Zespół Kroke (w składzie: Tomasz Kukurba- altówka, śpiew, instrumenty perkusyjne, flet, skrzypce; Jerzy Bawoł- akordeon; Tomasz Lato- kontrabas; gościnnie Sławomir Berny- perkusja, instrumenty perkusyjne), znam w zasadzie tylko z nazwy, choć nie, wróć… słyszałem nagranie z „niepokornym i zjawiskowym” Nigelem Kennedym (East Meets East). Tu znów same mgliste wspomnienia, choć z pewnością wrócę do tej płyty… bo wrócić warto. Wracając do płyty. Bardzo mnie  cieszy, iż każdy utwór jest okraszony małym, bo małym ale jednak- komentarzem Mai Sikorowskiej. I garsona: „Najlepsza kelnerka w mieście serwuje klientom jadło, napitki, ale przede wszystkim uśmiech, którego nie dolicza do rachunku. A kiedy mówiąco widzenia wychodzą w noc, nie wiedzą, czy bardziej upiły ich wzniesione toasty, czy kolor jej oczu. Wiedzą natomiast, że jest warta każdego napiwku.” Przenosimy się zatem do knajpki… bardzo do tego klimatycznej… znakomicie brzmi tu zarówno zespół jak i solistka… Makria, makria… to już inny klimat… może nieco bardziej refleksyjny… i piękny… i ta solówka na skrzypcach… zamykając oczy bardzo łatwo przenieść się w jakiś zupełnie inny i wyimaginowany świat… Ta hartina to znowuż co innego… solówka na altówce… cały czas jestem pod wrażeniem zespołu… to nie jest czyste brzmienie skrzypiec czy altówki… ale jakże piękne… Misirlou jak pisze Maja Sikorowska- „powiew gorącego Orienu”…. Pełen uroku okazuje się Hronia Helidonia… wspomnienie z lat dziecinnych… To fengari kani volta, Ego krasi den epina melodia ludowa… ale na płycie jest pełna magii… jest w tym utworze aura tajemniczości… już sam akompaniament by wystarczył… ale dochodzi wokal… jest jeszcze lepiej… nic dodać nic ująć- jedna z najlepszych piosenek na płycie… Dimitroula Mou. Powiem szczerze trudno otrząsnąć się, ale przychodzi zmiana… „To piosenka sławiąca wieczory w nadmorskich tawernach przy ouzo lub retsinie”. Antitheta pia powrót do klimatów nieco bardziej melancholijnych… ale co warto zauważyć… każda melancholijna melodia okazuje się inna… nie ma na tej płycie żadnej rutyny, powielania… co stanowi na pewno o wartości album. To diko mou paploma. To jedna z najlepszych kompozycji. Pełna radości. Bardzo optymistyczna przy tym. Petaxes (Corsica) powiem może nieco kolokwialnie, ale wstęp tu powala po prostu powala na łopatki… zjawiskowy… pełen barw brzmień… taka muykanie może być przypadkowa… świadczy o niebywałym kunszcie każdego z wykonawców. Każdego z osobna. Episkeptes zaśpiewana jest natomiast na niemalże minimalistycznym akompaniamencie, ale nie potrzeba więcej... urzekający jest flet, parę dźwięków, ale jaki efekt. Tzivaeri kolejna i już ostatnie melodia ludowa… akordeon, flet… wszystko co najlepsze.

                Trudno znaleźć taką płytę na naszej „polskiej scenie”… dlaczego polskiej? Bo wykonawcy są polscy… jednak płyta okazuje się absolutną mieszanką kultur… ale mieszanką bardzo inteligentnie zagraną. Płyta jest wyjątkowa, niezwykła, tajemnicza i magiczna… nie chce się jej wyłączać, tylko słuchać i słuchać…

Ode mnie: ******

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz