8 listopada 2012

Lady Pank Symfonicznie

Symfonicznie - Lady Pank

Obrodziły nam w naszej rodzimej muzyce rozrywkowej- bądź co bądź okaleczonej na wszelkie możliwe sposoby- premiery. Nie tak dawno przyszła do mnie w paczce od merlina właśnie premiera- Lady Pank Symfonicznie. I co się okazuje…? Wcale nie trzeba pisać kretyńskich tekstów, prostych badziewnych tematów, aby nagrać bardzo dobrą płytę… lada chwila dojdzie do mnie również nowy T.Love, zobaczymy, czy rzeczywiście polska scena ma się tak źle… póki co- jeśli chodzi o Lady Pank, jest znakomicie, ale jak porównamy go z nowym Krawczykiem uznamy, że piszący słowa iż polska muzyka rozrywkowa ma się nieźle solidnie grzmotnął się w głowę… i słusznie, ale skupmy się na Lady Pank… bo warto.


                Marek Sierocki- książeczka dołączona do płyty „Oddajemy w Wasze ręce płytę, która podsumowuje trzydziestoletnią karierę jednego z najpopularniejszych i najważniejszych zespołów z historii polskiej muzyki […]. Nie byłoby sukcesów, gdyby nie talent kompozytorski Jana Borysewicza […] gdyby nie charakterystyczny wokal Janusza Panasewicza. […] Jeśli mówimy o ojcach sukcesu, to musimy wspomnieć o Andrzeju Mogielnickim. To on współtworzył zespół ponad trzydzieści lat temu. To on z małymi przerwami pisał słowa do największych jego hitów”
                A zatem Lady Pank Symfonicznie… Postanowiłem poszperać trochę na temat „rock symfonicznie”… oczywiście „pankowcy” nie są pierwsi, którzy sięgnęli po aparat orkiestrowy. 1999 rok, to pierwszy album rockowego zespołu z orkiestrą symfoniczną. Deep Purple z londyńczykami. Po nich Metallica i Scorpions… natomiast na polskiej scenie znalazłem dwie produkcje: Perfect i Coma. W tym roku dochodzą nam dwa zespoły: Dżem i Lady Pank… chyba tylko nie wpadł na pomysł nagrania się symfonicznie Krzysztof Krawczyk… choć z drugiej strony czego nie nagrał jeszcze Krawczyk? A teraz już na poważnie… Trzeba mieć pełną świadomość, iż jednym połączenie z orkiestrą pomaga (Deep Purple) innym szkodzi… tymczasem Lady Pank, czyli Jan Borysewicz, Janusz Panasewicz, Krzysztof Kieliszkiewicz (gitara basowa) oraz Kuba Jabłoński (perkusja)  nagrali płyt znakomitą… postanowili odświeżyć a może odmłodzić nieco przy pomocy orkiestry swoje- obojętnie jak kretyńsko to brzmi- hity… ale tak właśnie robią… orkiestrują hity… a nie, przepraszam- nie wszyscy mają w swoim repertuarze prawdziwe hity (casus Krzysztofa Krawczyka pasuje jak ulał) i muszą sięgać po cudze- Polski Songbook… i wychodzą niepospolite bublo-kloce… ale miało już nie być o K.K. Plusy nowego nagrania Lady Pank? Aranże… np. bardzo dobrze zorkiestrowane Intro będące tak naprawdę składanką największych przebojów Lady Pank- naprawdę bardzo mądrze opracowane przez Marcina Szczypiorskiego. Po drugie głos Janusza Panasewicza… specyficzny, wyjątkowy wciąż urzekający. Po trzecie przejścia z utworów klasycznych do utworów Lady Pank… Płytę na dobre otwiera „Nie wierz nigdy kobiecie” bardzo dobrze zorkiestrowane, oczywiście bardzo dobrze zaśpiewane… jeśli porównamy wersję Lady Pank o wersji Krawczyka zauważymy różnicę, al. Przede wszystkim zauważymy, że każdy hit może porwać, ale i każdy hit można solidnie spartaczyć… Tak czy inaczej, chłopaki z Lady Pank postawili poprzeczkę wysoko… ale mistrzostwem świata okazuje się przejście z fragmentu Madame Butterfly Pucciniego do Sztuki latania. Zastanawiałem się, czy dobrym pomysłem jest wklejanie muzyki klasycznej (oczywiście chodzi nam w tej chwili jedynie o fragmenty kompozycji) w koncert rockowego zespołu… o ile dobrze pamiętam, dajmy na to Metallica jedyny fragment nierockowy umieściła na swej płycie na samym początku, jako Intro- była to kompozycja Ennio Moriccone… a tu? Jest Wspomniany już Puccini, Planety Holsta, Summertime Gershwina, fragmentarycznie „przerobione” Bolero Ravela, a ograniczam się w tej chwili jedynie do pierwszego krążka… uważam, iż jest to dość udana próba połączenia klasyki z naszą  polską klasyką rocka. Absolutnie najlepszymi kawałkami na pierwszym albumie okazują się: wspomniane już Nie wierz nigdy kobiecie, Sztuka latania, Wciąż bardziej obcy- choć powiem szczerze bardziej trafia do mnie głos Panasewicza niż Borysewicza, ale… to już moje odczucia (nawiasem mówiąc nie przepadam za głosem Presleya, a ludzie go niewiedzieć czemu wielbią…)… zawiodło mnie natomiast Minus 10 w Rio, ale pewnie dlatego, że osobiście nie przepadam za tym. Drugi krążek otwiera kompozycja klasyczna- Wesoła Wdówka Lehara. Pojawiają się hity… Dziewczyny dzisiaj- nie wiem czemu niezwykle dziś aktualna, Zabić strach- jeden z najlepszych kawałków, Zamki na piasku, Zostawcie Titanica- słucham na okrągło… i Zawsze Tam gdzie ty, Mała Lady Pank- choć nie do końca jestem przekonany do głosu Jana Borysewicza to ten akurat kawałek jest bardzo dobrze zaśpiewany, i uwieńczeniem albumu są Tańcz głupia tańcz i oczywiście Mniej niż zero…
                Generalnie rzecz ujmując płyta Lady Pank Symfonicznie ma wszelkie predyspozycje by stać się absolutnym bestsellerem… powodów jest- jak zwykle- kilka: aranże, sentymentalny powrót do hitów, odświeżenie tych hitów… jeśli miałbym wybierać spośród dzisiejszych nowości muzyki rozrywkowej zdecydowanie pieniądze wydałbym na tą właśnie płytę… jak widać nie trzeba pisać kretyńskich tekstów, jeszcze bardziej kretyńskich płyt wydawać aby nagrać płytę idealną… powtórzę IDEALNĄ

Ode mnie: ******

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz