15 maja 2013

Agnieszka Lewandowska- Kąkol: Dźwięki, Szepty, Zgrzyty...


Książka Dźwięki, Szepty, Zgrzyty Agnieszki Lewandowskiej- Kąkol (wyd. Fronda) to książka intrygująca z kilku powodów. Pierwszym z nich są sami rozmówcy autorki… kompozytorzy. Drugim są kierowane do nich pytania, świadczące o merytorycznym przygotowaniu autorki. Po trzecie odpowiedzi… indywidualne spojrzenia na współczesną twórczość i sporo anegdot. To wszystko składa się na znakomity efekt finalny…

Ale jest coś jeszcze. Refleksje, jakie towarzyszą stawianym pytaniom i- w większym być może stopniu- padającym na nie odpowiedziom… ale zacznijmy od początku. Wybór kompozytorów…  Autorka we wstępie pisze, iż wybór był subiektywny. I rzeczywiście… Bernadetta Matuszczak, Krzysztof Penderecki, Jerzy Maksymiuk, Zygmunt Krauze, Krzysztof Meyer, Elżbieta Sikora, Aleksander Lasoń, Lidia Zielińska, Krzesimir Dębski, Michał Lorenc, Paweł Łukaszewski, Paweł Mykietyn, Marcin Stańczyk, Artur Zagajewski, Agata Zubel oraz Tomasz Jakub Opałka. Kolejność nie jest jak się okazuje przypadkowa… wystarczy zerknąć na daty urodzenia. Pytaniem czy ja osobiście ułożyłbym listę identycznie (brakuje mi kilku nazwisk), raczej nie… ale nie jest to w żadnej mierze zarzut. Kilka wyborów cieszy szczególnie… ze względów patriotycznych- poznańskich… Lidia Zielińska i po części Krzesimir Dębski oraz Krzysztof Meyer… a także ze względów atrakcyjności języka muzycznego Marcin Stańczyk, Agata Zubel, Elżbieta Sikora, Krzysztof Meyer czy Paweł Mykietyn. Stosunkowo najmniej odkrywcza jest rozmowa z Krzysztofem Pendereckim… ale nie można napisać, iż jest ona przez to nieciekawa… Kilka refleksji po lekturze… zacznijmy od zarzutów wobec krytyków… Krzesimir Dębski: „w mediach nie ma już żadnych recenzji. Każda szanująca się gazeta na świecie ma do tych celów specjalną rubrykę, a u nas nic. Pod tym względem świata nie małpujemy, a pod każdym innym z wielką chęcią i upodobaniem. Głupie rzeczy naśladujemy, a mądrych nie zauważamy”… Paweł Łukaszewski: „krytyka u nas nie istnieje. Najczęściej relacja z koncertu dotyczy ubioru wykonawców, a recenzja płyty- koloru okładki.” Albo Zygmunt Krauze: „Nie ma też rzetelnej krytyki, a jest krytykanctwo”… Zastanawiałem się długo nad tymi słowami… jak to jest z naszą krytyką? Kilka szybkich wniosków. Krytyk postrzegany jest- zwłaszcza w środowisku muzycznym- jako niemalże zło konieczne…a w zasadzie niekonieczne… i jest w tym pewna cząstka prawdy. Oczywiście należy z tych kilku zdań wykreślić czasopisma- mniej (Muzyka 21, Presto) lub bardziej fachowe (Ruch Muzyczny, Glissando, Twoja Muza czy Jazz Forum). To jest osobny problem, ale krytyka w tych czasopismach jest generalnie na wysokim poziomie. Niestety nie zawsze można powiedzieć to o dziennikach. Sam „przyłapałem” jednego z krytyków na posługiwaniu się wytartymi i do szpiku kości schematycznymi sformułowaniami, tak jakby go nie było na koncercie (a był- widziałem)… tylko pytanie, po co mu było pięć lat Muzykologii, skoro napisał to co powszechnie sądzi się o pianistach azjatyckich- świetni technicy, ale muzycznie i interpretacyjnie słabi… zresztą recenzje w dziennikach- to już zarzut ogólny- można generalnie streścić w kilku słowach: był, zagrał, było tak i tak i koniec. Zero głębszych przemyśleń… sam doskonale pamiętam zawód, jaki spotkał mnie po genialnym koncercie Wyntona Marsalisa, na Warsaw Summer Jazz Days, kiedy w dwóch dziennikach, po które sięgnąłem była ledwie wzmianka i kilka zdań o koncercie, że był i owszem, zagrali to i to… i było generalnie dobrze. To jest jeden aspekt. Ciekawiej jest, kiedy rozmówcy Agnieszki Lewandowskiej- Kąkol rzucają garść przemyśleń o polskiej kulturze muzycznej i sytuacji muzyki współczesnej dziś… rację ma Lidia Zielińska, kiedy opowiada o Warszawskiej Jesieni: „Festiwal bardzo odmłodził swoją formułę. Na koncerty zaczęło przychodzić mnóstwo młodych ludzi spoza środowiska muzycznego. Właściwie z zażenowaniem trzeba stwierdzić, że młodzież z Akademii Muzycznych prawie nie pojawia się na koncertach. Świadczy to o rozdźwięku pomiędzy tym, czego uczą w Akademiach a tym, jaka jest muzyka współczesna”…  a może zapytać, ilu młodych muzyków słucha w ogóle muzyki współczesnej… i ilu decyduje się grać tą muzykę… idąc dalej rację ma Michał Lorenc mówiąc: „Promocja naszej muzyki nie istnieje. Ostatni koncert >>Promsów<< transmitowany jest przez telewizje i radiofonie na całym świecie. Wykonywana jest na nim głównie muzyka Elgara. Jestem absolutnie przekonany, że my nie mamy gorszej muzyki. W Hyde Parku stoją dwa miliony ludzi i nie tylko słuchają, ale śpiewają i gwiżdżą co bardziej melodyjne tematy. Jest to wynik umiejętnej promocji własnej muzyki”… rację ma również Zygmunt Krauze: „W polskim społeczeństwie jest bardzo mała świadomość co to jest muzyka współczesna. Niewiele jest osób, które przyjmują tę muzykę i ją akceptują” i jeszcze tak pół- żartem, pół- serio Paweł Mykietyn: „Współczesny intelektualista wstydzi się przyznać, że na przykład nie zna Marcela Prousta czy Jamesa Joyce’a, ale jeśli nie wie, ile Beethoven symfonii napisał, czy nie słyszał nigdy Brahmsa, to nikogo nie dziwi”… niestety. A ja podpisuje się pod tymi słowami. Warto spytać muzyka, kiedy był dla przyjemności w Filharmonii. I zastanowić się, dlaczego nasze orkiestry jeżdżą po świecie, z niepolskim repertuarem i co chcą w ten sposób promować…
                Pojawiają się oczywiście inne kwestie, technik kompozytorskich (np. czym się różni stary sonoryzm od współczesnego, albo bardzo dobrze opisana przez Krauzego koncepcja unizmu w muzyce), inspiracji (warto w tej kwestii sięgnąć po wywiad z Marcinem Stańczykiem), mistrzów (Nadia Boulanger, Witold Lutosławski, Pierre Boulez, Szostakowicz, Bartok etc.), podejścia filharmoników do nowych utworów, traktowania słuchacza (ważny dla kompozytora czy nie?), technik komponowania (choć tu nie wszyscy tak chętnie odpowiadają) i „głośnych”, nagradzanych lub wydawanych w ostatnich czasach kompozycji (np. Madame Curie Elżbiety Sikory, czy Siedem wysp Conrada Lidii Zielińskiej)
                Te wszystkie elementy, plus przystępny dla ogółu, ale bogaty i ciekawy język autorki, za co należą się również słowa uznania- sprawiają, że książkę czyta się bardzo dobrze… na pewno warto, aby trafiła nie tylko do fachowców, ale i do szerszego grona odbiorców, bo nasza muzyka współczesna jest tego warta…
                Ode mnie: *****

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz