13 maja 2013

PRES SCORES


Bołt records już od pewnego czasu przypomina słuchaczom kompozycje tworzone w Studio Eksperymentalnym Polskiego Radia. Ale co najbardziej w samym pomyśle intrygujące, to nie sam fakt przypominania, ale sposób realizacji. Już po raz czwarty (po PRES Revisited; Zeitkratzer Plays PRES; DJ Lenar Re:PRES oraz Bogusław Schaeffer Assemblage) dostajemy nowe realizacje kompozycji tworzonych w Eksperymentalnym Studio, w których jest całe bogactwo realizatorskich pomysłów i to właśnie wydaje mi się w całym tym projekcie najbardziej interesujące dla odbiorcy.


           Warto- przy poznawaniu albumu- pożonglować trochę krążkami, tak aby zestawić obok siebie dwie realizacje tych samych kompozycji. Rozpoczynamy zatem od Muzyki na taśmę magnetofonową i fortepian solo Andrzeja Dobrowolskiego. W interpretacji oryginalnej- realizacja Eugeniusz Rudnik, fortepian Zygmunt Krauze- to dzieło skrzące się wręcz od kontrastów… z początku gwałtowne, początkowy klaster fortepianu i jakby nieco rozciągające go w muzycznej przestrzeni brzmienia nagrane na taśmie (przetworzony elektronicznie fortepian?)… z początku ledwie słyszalne, jednakże z czasem potężniejące… zakończone drugim klasterem… i tu już słyszalny jest kontrast pomiędzy oryginałem, a nową interpretacją- realizacja Wolfram, fortepian- Philip Zoubek… klaster i… nieco inne jego przedłużenie… percepcyjnie odczuwalna zmiana brzmienia (bardziej ostre, jakby metaliczne), choć w warstwie dynamicznej, podobna do oryginału… inny jest również materiał melodyczny partii fortepianu… co warto prześledzić włączając obie kompozycje na różnych odtwarzaczach i słuchając obu realizacji minuta po minucie. Druga realizacja nie jest jednakże nową kopią oryginału, ale raczej twórczą próbą podążania za wskazówkami zawartymi w partyturze… warto zatrzymać się jeszcze na chwilę przy tej partyturze… w szkicu dołączonym do płyty- autorstwa Bolesława Błaszczyka i Michała Libery- czytamy: „W sensie funkcji partytury >>Muzyka na taśmę magnetofonową i fortepian solo<< reprezentuje nurt klasyczny. Jej precyzja stanowić może niemal modelowy przykład zapisu skomplikowanych struktur elektronicznych w ich współzależności z muzyką instrumentalną”…czy zatem można powiedzieć, że interpretator ma ułatwione tym samym zadanie? Niekoniecznie… Nieco inaczej jest w przypadku drugiej kompozycji Aela Włodzimierza Kotońskiego. Pierwsza realizacja- Eugeniusz Rudnik- to 9 quasi wariacji operujących tym samym materiałem. Gdy chodzi o partyturę, jest- jak piszą autorzy szkicu- „niezwykle uroczą graficznie siatką herzów i sekund”… a jak została partytura i kompozycja potraktowana przez Marion Wörle? Wörle rozszerza i wzbogaca wyjściowe założenia kompozytorskie… traktując je raczej jako pewien punkt wyjścia dla swoich pomysłów realizatorskich… Symfonia: muzyka elektroniczna Bogusława Schaeffera, to- jak słusznie ów utwór określają autorzy szkicu- „klasyka gatunku”… dzieło nowatorskie (powstałe w latach 1964- 66)… warto poświęcić kilka słów roli samego realizatora partytury (w wersji oryginalnej Bohdan Mazurek, w wersji nowej Thomas Lehn), bowiem: „Schaeffer powierzył realizatorowi rolę specyficzną. Mazurek (Jak również Thomas Lehn- przyp. M.Sz.) jest tu w pełnym znaczeniu tego słowa wykonawcą utworu, staje się współautorem ostatecznego oblicza dźwiękowego dzieła w niespotykanym dotąd, szerokim zakresie. Rolę realizatora można porównać tu zatem nie tylko do instrumentalisty interpretującego dzieło; realizator samodzielnie konstruuje złożone struktury i wypełnia Schaefferowskie ramy własną substancją dźwiękową. Umowność zapisu, ubóstwo wskazań technologicznych i jednocześnie zaskakująco bogata, opisowa, niemal poetycka legenda poszczególnych symboli zawartych w partyturze, według słów samego Mazurka, pozwoliła mu na wyzwolenie własnej fantazji i wyobrażeń muzycznych”… w tym kontekście, realizacja Lehna jest również jego własną nie tyle interpretacją, co odpowiedzią na wskazówki zawarte w partyturze… nowym pomysłem wykorzystującym nowe struktury dźwiękowo- brzmieniowe… Bardzo byłem ciekawy nowej realizacji Etiudy na jedno uderzenie w talerz Włodzimierza Kotońskiego… bowiem podjęli się jej muzyce z Małych Instrumentów grający wyłącznie na akustycznych instrumentach zabawkowych… bez urządzeń elektronicznych, przetworników etc… reinterpretacja pokazuje całą bogatą wyobraźnię wykonawców (Paweł Romańczuk, Tomasz Orszulak, Jędrzej Kuziela)… sposób, w jaki korzystają z instrumentów uzyskując podobne, ale różniące się przecież od oryginałów, brzmienia, przy jednoczesnym uwzględnieniu zawartych w partyturze wskazówek dotyczących wysokości, struktury czasowej oraz formy. Dla mnie jest to jedna z najciekawszych i najbogatszych reinterpretacji. O ile wykonanie przez Małe instrumenty Etiudy było w miarę- nazwijmy to umownie- blisko oryginału, tak reinterpretacja Muzyki na taśmę  magnetofonową nr 1 Andrzeja Dobrowolskiego dokonana przez Arszyna (wiktoriańskie oscylatory oraz instrumenty perkusyjne) i Piotra Kurka (syntezator) jest raczej swobodnym odwzorowaniem partytury złożonej z chłodnych wykresów częstotliwości. Jednakże obie reinterpretacje łączy podejście do partytur obu kompozycji, które zostały potraktowane jako partytury graficzne. Jeszcze inne podejście cechuje ostatnią reinterpretację kompozycji Psalmus Krzysztofa Pendereckiego. Materiałem wyjściowym dla pierwotnej realizacji- dokonanej przez Eugeniusza Rudnika-były samogłoski i spółgłoski wypowiadane przez głos męski, oraz wokaliza Haliny Łukomskiej… następnie poddane głębokim obróbkom brzmieniowym tworzą- jak podają za Józefem Rychlikiem autorzy szkicu- „coś w rodzaju >>temperowanego instrumentu<<”. Lionel Marchetti nie miał do dyspozycji oryginalnej partytury… został więc poproszony o wyobrażenie jej sobie i o nową jej realizację, choć może realizacja to nie najszczęśliwsze w tym kontekście określenie? Może lepiej echo. To z resztą proponuje Frédéric Neyrat w znakomitym szkicu- Dusza strun- załączonym do książeczki i ściśle powiązanym z Psalmusem Marchettiego… a zatem ponad trzy razy dłuższe „echo” kompozycji Pendereckiego… w tym sensie, na pewno alternatywna realizacja dzieła jest realizacją najbardziej swobodną ze wszystkich... Marchetti jednak nie ilustruje… nie oddaje też w autorski sposób i w sensie dosłownym tego, co można znaleźć u Pandereckiego. Raczej rozwija, tworzy na nowo i buduje swoją narrację. Tajemniczą, momentami intymną i przejmującą…
Sam pomysł na nową realizację dawnych utworów powstałych w SEPR cenny jest z jeszcze jednego powodu. Efekt finalny ukazuje w jak różny sposób można potraktować wspólną ideę. Co realizator to inne podejście, inny punkt zaczepienia… i całe bogactwo muzycznej wyobraźni.
Ode mnie: ******

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz