Skuszony jak zwykle okładką i zapowiedzią odnośnie promocji
z okazji światowego dnia książki, sięgnąłem po nowy Tom kultury. Popchnięty już absolutnie innymi przesłankami
przeczytałem rozmowę z Januszem Leonem Wiśniewskim. Nie poruszałbym i nie robił
darmowej reklamy autorowi, gdyby nie kilka słów, które poświęcił on wybitnej,
wielce kontrowersyjnej i wielce „odważnej” jak wielu się wypowiada artystce
Marii Peszek, jak pisze Wiśniewski: „wadzącej
się bezkompromisowo z Bogiem. Antypatriotki oraz antymatkipolki zarazem.
>>Jezus Maria Peszek<< na płycie- a w trakcie koncertów tym
bardziej- może stać się i pewnie już jest manifestem wielu młodych ludzi.
Szczególnie dzisiaj, w czasach totalnego zagubienia Peszek wyśpiewuje chorały
ku uciesze oburzonych i zawiedzionych.” I to właśnie mnie najbardziej
interesuje. Po pierwsze… czy zagubionej młodzieży, potrzebne są zwierzenia w
stylu Pan nie jest moim paterzem? Po
drugie co dziś znaczy artystyczna odwaga i bezkompromisowość? Trochę dziwne
jest dziś to, że odwaga oznacza przyjęcie linii propagowanej od dawien dawna
przez mainstreamowe media i
polityko-performeno-błaznów. Nie jest dziś odważne wyśpiewywanie, że za
przeproszeniem „wszystko ma się gdzieś”, czy
„Bóg jest nudny, Ewangelia jest nudna i
pełna zakazów”- oczywiście mówiąc bardzo łagodnie. Dziś odwagą
paradoksalnie nie jest negowanie wartości patriotycznych, narodowych (w dobrym
tego słowa znaczeniu), chrześcijańskich etc… ale otwarte do nich się
przyznanie. Odwagę wykazał niedawno Paweł Kukiz nagrywając taką a nie inną
płytę… ale nie Maria Peszek. Ale takich odważnych jak ona było więcej… niedawno
jak na tzw. „topie” był rap… wypłynęło wtedy kilka odważnych grup i raperów…
DKA (już nie pamiętam co on takiego miał na koncie), 18L (to ci co „ile daliby by zapomnieć te wszystkie chwile”),
Mezo (ten od Aniele i kilku innych hiciorów),
Doniu, Liber (uaktywnił się niedawno przy okazji EURO)… aha i jeszcze było
coś takiego jak Verba (to ci co „nie znali już takich słów”)… na
szczęście dziś wielu czytujących nie wie w ogóle o kim piszę… ale to nie oni
byli wówczas odważni i najbardziej intrygujący… nawet wówczas było kilka
ciekawych postaci, o których po pierwsze wciąż jest głośno, po drugie, których
dzisiejsze produkcje to nadal wysoka półka (O.S.T.R.,
Fisz/Emade, Eldo, Łona/Weber, DonGuralesko)… można długo wymieniać…
nadzieja jaka tli się to, taka że o tej drugiej grupie Artystów przez duże A
będzie się pamiętać długo a o pierwszej już się nie pamięta. Wpisywanie się
„twórczością” przez małe t w tematy
akceptowalne przez medialny mainstream to
nie odwaga, ale zwyczajna chętka na tzw. „zabłyszczenie” i swoje pięć minut. Nie neguję poglądów
Peszek (każdy ma do nich i do ich wygłaszania prawo), ale jedynie bzdurne
opowiadanie o tym, jaka z niej dojrzała artystka i jaka z niej bucha odwaga… jedynie
co można ewentualnie docenić, to fakt, że nie dostali słuchacze kolejnej za
przeproszeniem „jęczącej” płyty z tekstami
w stylu- Odejdź, już a jak padniesz na
kolana to już nie masz szans na powrót i to twoja sprawa, albo znowu mnie okłamałeś i odejdź z drugiej
strony można się podrapać po głowie ilu już mężczyzn okłamało wokalistkę… nie
wiem, ale ostatnio nie zauważam innych tematów popowej twórczości… Z jednej
strony można się tym przejmować i pisać, ale z drugiej strony warto pamiętać,
iż za dziesięć lat nikt nie powie kto to Maria Peszek, ale wszyscy będą
kojarzyć nazwisko Penderecki… Nadeszła
również niedawno miła informacja, że kapituła Fryderykowa nie doceniła Marii Peszek doceniając tym samym Melę
Koteluk… chociaż taki pozytyw w minionych dniach…
4 maja 2013
O odwadze i bezkompromisowości w polskim muzycznym i nie tylko show- biznesie... czyli szkic bardzo krótki, którego rozwinięcie przy innej okazji...
Zabierałem się do tego szkicu mówiąc kolokwialnie „jak pies do jeża”… niby był pomysł, na
kolejny felieton, ale sił i cierpliwości starczało na jedno zdanie… w zasadzie
na tytuł… zawsze było do roboty coś innego… a to środowa Liga Mistrzów (ach
ten Lewandowski x4), a to płyty, których ostatnio dostałem sporo (głównie dziś
lecą Symfonie Pendereckiego i kilka
innych fonograficznych „rodzynków” o których przy innej okazji)… aha no i do
tego NBA2K11, w którą ostatnimi czasy
z coraz większym upodobaniem gram… i jeszcze kilka obowiązków domowych… tak
właśnie perspektywa przelania kolejnych myśli jakoś systematycznie (sama z
siebie ?) oddalała się znacznie… ale do czasu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz