To już druga płyta w katalogu wydawniczym wytwórni Bołt
poświęcona w całości Tomaszowi Sikorskiemu. Pierwsza- niezwykle wręcz „udana”
płyta z muzyką czołowego polskiego minimalisty- nagrana przez pianistę Johna
Tilbury’ego znalazła się już na blogu dwukrotnie. Po raz pierwszy jako
recenzowana nowość, i po raz drugi jako jedna z najciekawszych płyt ubiegłego
roku. Warto podkreślić już teraz, że i tym razem mamy do czynienia z płytą
absolutnie zjawiskową, będącą jedną z ciekawszych propozycji roku 2013… co prawda
na okładce data wydania to 2012, jednak wydawnictwo pojawiło się na rynku w roku bieżącym.
Muzyka
Tomasza Sikorskiego, to muzyka niezwykle wręcz emocjonalna i ekspresyjna, a
jednocześnie pełna wyciszenia czy kontemplacji… ale na moment warto wrócić jeszcze
do owego wspomnianego wyżej minimalizmu, bo samo podejście Sikorskiego do owego
nurtu okazuje się być naznaczone silną indywidualnością twórczą. W tym kontekście,
trafny okazuje się komentarz Kasi Głowickiej (kompozytorki umieszczonego na płycie
utworu Presence), który możemy
przeczytać w książeczce dołączonej do płyty: „Styl
Sikorskiego okazuje się być jednak odrębny
względem wszelkich polskich, czy światowych wzorów. Jego minimalizm miał
charakter filozoficzny i wyrażał się w medytacyjnych właściwościach kompozycji.
[…] Paradoksalnie jednak w jego oryginalnym minimalistycznym stylu znaczenie ma
dosłownie każdy dźwięk. Mnie również mało
interesują ornamenty i elegancja; skupiam się raczej na czystości nagiej
emocji. Podobnie jak filozoficzny minimalizm Sikorskiego, moja muzyka powinna
wyrażać estetyczną esencję ludzkiej egzystencji.” Trudno pisać o muzyce Sikorskiego bez
wysłużonych już sformułowań takich jak kontemplacja czystego dźwięku i jego
wybrzmiewania czy przestrzenność dźwięku… ale warto te sformułowania na
przykładzie muzyki polskiego minimalisty i kompozytorów czerpiących z jego
estetyki twórczej (Szábolcs Esztényi i Kasia Głowicka) je nieco rozwinąć…
Kontemplacja czystego dźwięku i jego brzmienia… to sformułowanie nasunęło mi
się przy dwóch kompozycjach… przy na poły improwizowanej Muzyce kreowanej nr 3 in Memoriam Tomasz Sikorski Esztényi’ego oraz
w Echa II Sikorskiego… kontemplacja w zasadzie jako formuła
repetytywna powtarzalność dźwięków, akordu… czy pozwolenie na ich spokojne, niejako
naturalne i niespieszne wybrzmiewanie, co powiązane jest w zasadzie z drugim
sformułowaniem przestrzenności… W Muzyce
kreowanej, kompozytor wychodzi
praktycznie od jednego pojedynczego i powtarzanego dźwięku „g” razkreślnego…
początkowo lekko przytłumionego z czasem zyskującego właściwe- już
niepreparowane- brzmienie. Z czasem dźwięk rozrasta się w potęgujący brzmienie
akord, znowuż powtarzany… jeśli trzymać się uproszczonej definicji minimalizmu
(minimalizm jako muzyka repetytywna), to Esztényi w ów gatunek wpisuje się
niemalże wzorcowo… podobnie Sikorski, jednakże inaczej w Echach operuje samym materiałem muzycznym. Echa II rozpoczynają się gwałtownie dwoma krótkimi akordami,
których powolne wybrzmiewanie zatrzymuje dramaturgię kompozycji… Sikorski komplikuje jednakże samą kompozycję
przez dodanie taśmy… „na którą nagrane
zostać powinny uprzednio niektóre partie instrumentalne, z odpowiednio
wyprofilowaną dynamiką. Poszczególne głosy zapisane są niezwykle precyzyjnie,
natomiast kompozytorskie sugestie ich zespołowej realizacji roją się od
pomysłów aleatorycznych. […]. Nagranie kompozycji winno być tak zrealizowane,
by zapewniało równorzędność warstwy dźwięków granych przez wykonawców i warstwy
ich wybrzmień (rezonans fortepianu oraz wybrzmienia dzwonów). W partyturze
zapisano partię dla realizatora nagrań mikrofonowych, dokładnie określając w
niej długość elektroakustycznych wzmocnień poszczególnych rezonansów i ich
przebiegi dynamiczne.” Kompozycja ta jest w rzeczywistości pełna kontrastów
melodyczno- brzmieniowych, a samo wybrzmiewanie dźwięków (nieco podkręcone
elektronicznie) daje słuchaczowi możliwość wsłuchania się w fascynujące
współbrzmienia. W tych kontekstach bardzo podobnie wygląda budowa formalna
kolejnej kompozycji Sikorskiego. Antyfony
urzekają mnogością brzmień… wokaliza głosu sopranowego, dzwony rurowe,
waltornia, fortepian, znowu podciągnięte elektronicznie wybrzmiewania tychże
instrumentów… i znowuż duży udział ma technika aleatoryczna… przypadek
kształtuje bowiem finalny efekt dzieła. Rzeczywisty i może trochę
niespodziewany kontrast wyrazowy przynosi ostatnia na pierwszym krążku
kompozycja Tomasza Sikorskiego Diario 87.
Ów kontrast to użycie recytatora (deklamującego tekst Jorge’a Luisa Borgesa) …
partia „instrumentalna” (instrumentami są tu fragmenty metalowych rur, których
brzmienia poddał daleko idącym obróbkom)… budowana jest na tej samej zasadzie…
długie, intrygujące, przekształcane brzmienia…
Presence Kasi Głowickiej,
wypływa wprost z idiomu muzyki Sikorskiego… nie jest to jednakże w żadnym
wypadku kopiowanie tego idiomu stylistycznego, ale w rzeczywistości
kompozytorski background… Sama
kompozytorka pisze następująco: „W
Presence muzyki szukać trzeba poza nutami: w przestrzeni ciszy i wybrzmiewania.
W nich właśnie tkwi istota kompozycji, a nie w zapisanym przebiegu dźwiękowym”…
intrygujące okazuje się odbieranie tego utworu właśnie z tej perspektywy… Samo
dzieło ujmuje bogactwem sączących się bardzo powoli dźwięków, efektów
brzmieniowych… i- jeśli trzymać się już użytych sformułowań- nastrojem
kontemplacji… uważne wsłuchanie się daje słuchaczowi doznania niemalże
metafizyczne i nie ma w tym zdaniu ani odrobiny przesady… czysta kontemplacja
brzmienia i wybrzmiewania dźwięków…
Concerto na fortepian preparowany i taśmę otwierające drugi krążek
to dzieło, w którym Esztényi zawarł cały arsenał brzmieniowych kontrastów… sama
kompozycja powstała jako owoc zafascynowanie twórcy ideą złotego podziału
(ujmując rzecz w największym skrócie: jest to podział odcinka na dwie części tak, by stosunek długości dłuższej z nich do
krótszej był taki sam, jak stosunek całego odcinka do części dłuższej).
Jednakże kompozytor postanowił przenieść ideę na system wysokości dźwięków…
należało przestroić fortepian, który finalnie nie miał żadnej czystej oktawy… „Coraz głębiej zanurzałem się w materii i
stopniowo wyłoniła się następująca koncepcja: wykonuję 3 improwizacje po 20
minut i 20 sekund każda, grając bez ustalonej koncepcji formalnej. W
improwizacji pierwszej posługuję się klawiszami; w drugiej gram w sposób
totalny (wszędzie poza klawiaturą), tworząc jednak ostrożne, delikatne układy
brzmieniowe; w trzeciej- >>harfowo<<, pizzicato. Postanowiłem- pisze
dalej Esztényi- nie przesadzać z ekspresją,
nie robić żadnych obłędnych kulminacji, lecz rozciągnąć ewentualną narrację
sposobem minimalistycznym. Te trzy improwizacje nagrałem na taśmę, przy
wsparciu Eugeniusza Rudnika […], przygotowaliśmy dystrybucję trzykanałową:
warstwa konwencjonalna po środku, szmerowa po stronie lewej, a po prawej-
>>harfowa<<. Rudnik po montażu był w siódmym niebie. Wtedy
wyjaśniłem mu, że chcę wprowadzić złoty podział także do formy. […] zamierzałem
zastosować aparaturę wzbogacającą lub degenerującą dźwięk.” Warto dodać, że
finalny efekt utworu w ukształtowały przemyślenia natury „politycznej”… „Udało mi się […] zbudować formę, która
ukazuje proces wyobcowania i zamykania się żyjącej jednostki w ramach
totalitarnego systemu”… i ten element okazuje się dla biografii Sikorskiego
i Esztényi’ego wspólny. Sikorski znany był przecież z- mówiąc ogólnie-
nieprzychylnej dla komunistów postawy… wycofywał swoje utwory, żeby nie mieć
swojego udziału w iluzji wolności, jaką dawał system komunistyczny i wyjechał
na jakiś czas z Polski. Został do samego smutnego „końca” człowiekiem samotnym…
w tym kontekście wybrzmiewają dźwięki z ostatniej kompozycji Solitude of Sounds… Samotność dźwięków… podkusiło mnie, aby skonfrontować wersję
nagraną na płycie z wersją warszawskojesienną z roku 2009- improwizację na tle
dzieła grał wówczas jeden z najoryginalniejszych współczesnych polskich muzyków
jazzowych Tomasz Stańko… właśnie to nagranie uświadomiło mi ile w tym dziele
muzycznej przestrzeni… cała akcja
muzyczna dzieje się tutaj bardzo dyskretnie, powoli, można napisać, że w sposób
całkowicie dla Sikorskiego charakterystyczny… po pierwszym słuchaniu dzieła
wydaje się ono troszeczkę monotonne, ale każde następne odsłania rzeczywiste-
mówiąc bez zbędnej przesady- bogactwo brzmieniowe… T. Sikorski: „W początkowej części jednorodny materiał dźwiękowy
występuje wyłącznie w najniższym rejestrze, nie mogąc jakby >>wyzwolić
się<< z tego obszaru mroku i niepewności. Później w górnym rejestrze
pojawiają się kompleksy dźwiękowe o strukturze harmonicznej. Tworzą one rodzaj >>chóru<<
alikwotów, przenikając się i >>prześpiewując<< nawzajem. Jednakże
ograniczoność ich natury nie pozwala im stworzyć żadnej nowej jakości.
Pozostają na zawsze uwięzione we własnej ułomności, krążąc i trwając.”… to
ostatnie sformułowanie „trwania” (w szczególności trwania dźwięku) okazuje się
dla mnie słowem kluczem do rozumienia twórczości Sikorskiego. A jest to
twórczość szczególna i zapomniana… wyjątkowa a jednocześnie- przepraszam za
wyrażenie- „prosta”… prosta w sensie nie tylko formy ale i materiału użytego w
dziełach, w których nie tylko liczą się dźwięki, ale w równym stopniu co one
liczy się to co znajduje się pomiędzy nimi…
Na uwagę zasługują również
wykonawcy, którzy sprawiają, że konkretny utwór wychodzi spoza sfery pomysłów
twórczych, partytur i taśm, stając się oryginalną i znakomitą muzyką: Tomasz
Sikorski (fortepian i perkusja- w Echa II
oraz Antyfony), Szábolc Esztényi
(fortepian- Muzyka kreowana, Presence oraz
Concerto), Urszula Trawińska (sopran- Antyfony), Ireneusz Palczewski (waltornia-
Antyfony), Jerzy Woźniak (perkusja- Antyfony), Jerzy Kamas (recytacja-Diario 87)
Wydawnictwo prezentujące muzykę Tomasza
Sikorskiego oraz jemu zadedykowane kompozycje bez najmniejszych wątpliwości
zasługuje na szczególną uwagę… nie tylko słuchaczy- mówiąc kolokwialnie- „obtrzaskanych”
z muzyką współczesną- a i takich ta muzyka może miło zaskoczyć-, ale i
słuchaczy, którzy od współczesnej twórczości raczej stronią… może to właśnie ta
płyta sprawi, że zainteresują się najnowszą twórczością…?
Ode mnie: ******
P.S. Wszystkie wykorzystane cytaty pochodzą
z książeczki dołączonej do albumu…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz