29 kwietnia 2013

Solitude of Sounds in memoriam Tomasz Sikorski


Solitude Of Sounds - Tomasz Sikorski
To już druga płyta w katalogu wydawniczym wytwórni Bołt poświęcona w całości Tomaszowi Sikorskiemu. Pierwsza- niezwykle wręcz „udana” płyta z muzyką czołowego polskiego minimalisty- nagrana przez pianistę Johna Tilbury’ego znalazła się już na blogu dwukrotnie. Po raz pierwszy jako recenzowana nowość, i po raz drugi jako jedna z najciekawszych płyt ubiegłego roku. Warto podkreślić już teraz, że i tym razem mamy do czynienia z płytą absolutnie zjawiskową, będącą jedną z ciekawszych propozycji roku 2013… co prawda na okładce data wydania to 2012, jednak wydawnictwo pojawiło się  na rynku w roku bieżącym.

Muzyka Tomasza Sikorskiego, to muzyka niezwykle wręcz emocjonalna i ekspresyjna, a jednocześnie pełna wyciszenia czy kontemplacji… ale na moment warto wrócić jeszcze do owego wspomnianego wyżej minimalizmu, bo samo podejście Sikorskiego do owego nurtu okazuje się być naznaczone silną indywidualnością twórczą. W tym kontekście, trafny okazuje się komentarz Kasi Głowickiej (kompozytorki umieszczonego na płycie utworu Presence), który możemy przeczytać w książeczce dołączonej do płyty:  „Styl Sikorskiego okazuje się być  jednak odrębny względem wszelkich polskich, czy œświatowych wzorów. Jego minimalizm miał charakter filozoficzny i wyrażał się w medytacyjnych właściwościach kompozycji. […] Paradoksalnie jednak w jego oryginalnym minimalistycznym stylu znaczenie ma dosłownie każdy dźwięk. Mnie również  mało interesują ornamenty i elegancja; skupiam się raczej na czystości nagiej emocji. Podobnie jak filozoficzny minimalizm Sikorskiego, moja muzyka powinna wyrażać estetyczną esencję ludzkiej egzystencji.”  Trudno pisać o muzyce Sikorskiego bez wysłużonych już sformułowań takich jak kontemplacja czystego dźwięku i jego wybrzmiewania czy przestrzenność dźwięku… ale warto te sformułowania na przykładzie muzyki polskiego minimalisty i kompozytorów czerpiących z jego estetyki twórczej (Szábolcs Esztényi i Kasia Głowicka) je nieco rozwinąć… Kontemplacja czystego dźwięku i jego brzmienia… to sformułowanie nasunęło mi się przy dwóch kompozycjach… przy na poły improwizowanej Muzyce kreowanej nr 3 in Memoriam Tomasz Sikorski Esztényi’ego oraz w Echa II Sikorskiego…  kontemplacja w zasadzie jako formuła repetytywna powtarzalność dźwięków, akordu… czy pozwolenie na ich spokojne, niejako naturalne i niespieszne wybrzmiewanie, co powiązane jest w zasadzie z drugim sformułowaniem przestrzenności… W Muzyce kreowanej,  kompozytor wychodzi praktycznie od jednego pojedynczego i powtarzanego dźwięku „g” razkreślnego… początkowo lekko przytłumionego z czasem zyskującego właściwe- już niepreparowane- brzmienie. Z czasem dźwięk rozrasta się w potęgujący brzmienie akord, znowuż powtarzany… jeśli trzymać się uproszczonej definicji minimalizmu (minimalizm jako muzyka repetytywna), to Esztényi w ów gatunek wpisuje się niemalże wzorcowo… podobnie Sikorski, jednakże inaczej w Echach operuje samym materiałem muzycznym. Echa II rozpoczynają się gwałtownie dwoma krótkimi akordami, których powolne wybrzmiewanie zatrzymuje dramaturgię kompozycji…  Sikorski komplikuje jednakże samą kompozycję przez dodanie taśmy… „na którą nagrane zostać powinny uprzednio niektóre partie instrumentalne, z odpowiednio wyprofilowaną dynamiką. Poszczególne głosy zapisane są niezwykle precyzyjnie, natomiast kompozytorskie sugestie ich zespołowej realizacji roją się od pomysłów aleatorycznych. […]. Nagranie kompozycji winno być tak zrealizowane, by zapewniało równorzędność warstwy dźwięków granych przez wykonawców i warstwy ich wybrzmień (rezonans fortepianu oraz wybrzmienia dzwonów). W partyturze zapisano partię dla realizatora nagrań mikrofonowych, dokładnie określając w niej długość elektroakustycznych wzmocnień poszczególnych rezonansów i ich przebiegi dynamiczne.” Kompozycja ta jest w rzeczywistości pełna kontrastów melodyczno- brzmieniowych, a samo wybrzmiewanie dźwięków (nieco podkręcone elektronicznie) daje słuchaczowi możliwość wsłuchania się w fascynujące współbrzmienia. W tych kontekstach bardzo podobnie wygląda budowa formalna kolejnej kompozycji Sikorskiego. Antyfony urzekają mnogością brzmień… wokaliza głosu sopranowego, dzwony rurowe, waltornia, fortepian, znowu podciągnięte elektronicznie wybrzmiewania tychże instrumentów… i znowuż duży udział ma technika aleatoryczna… przypadek kształtuje bowiem finalny efekt dzieła. Rzeczywisty i może trochę niespodziewany kontrast wyrazowy przynosi ostatnia na pierwszym krążku kompozycja Tomasza Sikorskiego Diario 87. Ów kontrast to użycie recytatora (deklamującego tekst Jorge’a Luisa Borgesa) … partia „instrumentalna” (instrumentami są tu fragmenty metalowych rur, których brzmienia poddał daleko idącym obróbkom)… budowana jest na tej samej zasadzie… długie, intrygujące, przekształcane brzmienia…
Presence Kasi Głowickiej, wypływa wprost z idiomu muzyki Sikorskiego… nie jest to jednakże w żadnym wypadku kopiowanie tego idiomu stylistycznego, ale w rzeczywistości kompozytorski background… Sama kompozytorka pisze następująco: „W Presence muzyki szukać trzeba poza nutami: w przestrzeni ciszy i wybrzmiewania. W nich właśnie tkwi istota kompozycji, a nie w zapisanym przebiegu dźwiękowym”… intrygujące okazuje się odbieranie tego utworu właśnie z tej perspektywy… Samo dzieło ujmuje bogactwem sączących się bardzo powoli dźwięków, efektów brzmieniowych… i- jeśli trzymać się już użytych sformułowań- nastrojem kontemplacji… uważne wsłuchanie się daje słuchaczowi doznania niemalże metafizyczne i nie ma w tym zdaniu ani odrobiny przesady… czysta kontemplacja brzmienia i wybrzmiewania dźwięków… 
                Concerto na fortepian preparowany i taśmę otwierające drugi krążek to dzieło, w którym Esztényi zawarł cały arsenał brzmieniowych kontrastów… sama kompozycja powstała jako owoc zafascynowanie twórcy ideą złotego podziału (ujmując rzecz w największym skrócie: jest to podział odcinka na dwie części tak, by stosunek długości dłuższej z nich do krótszej był taki sam, jak stosunek całego odcinka do części dłuższej). Jednakże kompozytor postanowił przenieść ideę na system wysokości dźwięków… należało przestroić fortepian, który finalnie nie miał żadnej czystej oktawy… „Coraz głębiej zanurzałem się w materii i stopniowo wyłoniła się następująca koncepcja: wykonuję 3 improwizacje po 20 minut i 20 sekund każda, grając bez ustalonej koncepcji formalnej. W improwizacji pierwszej posługuję się klawiszami; w drugiej gram w sposób totalny (wszędzie poza klawiaturą), tworząc jednak ostrożne, delikatne układy brzmieniowe; w trzeciej- >>harfowo<<, pizzicato. Postanowiłem- pisze dalej Esztényi- nie przesadzać z ekspresją, nie robić żadnych obłędnych kulminacji, lecz rozciągnąć ewentualną narrację sposobem minimalistycznym. Te trzy improwizacje nagrałem na taśmę, przy wsparciu Eugeniusza Rudnika […], przygotowaliśmy dystrybucję trzykanałową: warstwa konwencjonalna po środku, szmerowa po stronie lewej, a po prawej- >>harfowa<<. Rudnik po montażu był w siódmym niebie. Wtedy wyjaśniłem mu, że chcę wprowadzić złoty podział także do formy. […] zamierzałem zastosować aparaturę wzbogacającą lub degenerującą dźwięk.” Warto dodać, że finalny efekt utworu w ukształtowały przemyślenia natury „politycznej”… „Udało mi się […] zbudować formę, która ukazuje proces wyobcowania i zamykania się żyjącej jednostki w ramach totalitarnego systemu”… i ten element okazuje się dla biografii Sikorskiego i Esztényi’ego wspólny. Sikorski znany był przecież z- mówiąc ogólnie- nieprzychylnej dla komunistów postawy… wycofywał swoje utwory, żeby nie mieć swojego udziału w iluzji wolności, jaką dawał system komunistyczny i wyjechał na jakiś czas z Polski. Został do samego smutnego „końca” człowiekiem samotnym… w tym kontekście wybrzmiewają dźwięki z ostatniej kompozycji Solitude of SoundsSamotność dźwięków… podkusiło mnie, aby skonfrontować wersję nagraną na płycie z wersją warszawskojesienną z roku 2009- improwizację na tle dzieła grał wówczas jeden z najoryginalniejszych współczesnych polskich muzyków jazzowych Tomasz Stańko… właśnie to nagranie uświadomiło mi ile w tym dziele muzycznej przestrzeni…  cała akcja muzyczna dzieje się tutaj bardzo dyskretnie, powoli, można napisać, że w sposób całkowicie dla Sikorskiego charakterystyczny… po pierwszym słuchaniu dzieła wydaje się ono troszeczkę monotonne, ale każde następne odsłania rzeczywiste- mówiąc bez zbędnej przesady- bogactwo brzmieniowe… T. Sikorski: „W początkowej części jednorodny materiał dźwiękowy występuje wyłącznie w najniższym rejestrze, nie mogąc jakby >>wyzwolić się<< z tego obszaru mroku i niepewności. Później w górnym rejestrze pojawiają się kompleksy dźwiękowe o strukturze harmonicznej. Tworzą one rodzaj >>chóru<< alikwotów, przenikając się i >>prześpiewując<< nawzajem. Jednakże ograniczoność ich natury nie pozwala im stworzyć żadnej nowej jakości. Pozostają na zawsze uwięzione we własnej ułomności, krążąc i trwając.”… to ostatnie sformułowanie „trwania” (w szczególności trwania dźwięku) okazuje się dla mnie słowem kluczem do rozumienia twórczości Sikorskiego. A jest to twórczość szczególna i zapomniana… wyjątkowa a jednocześnie- przepraszam za wyrażenie- „prosta”… prosta w sensie nie tylko formy ale i materiału użytego w dziełach, w których nie tylko liczą się dźwięki, ale w równym stopniu co one liczy się to co znajduje się pomiędzy nimi…
                Na uwagę zasługują również wykonawcy, którzy sprawiają, że konkretny utwór wychodzi spoza sfery pomysłów twórczych, partytur i taśm, stając się oryginalną i znakomitą muzyką: Tomasz Sikorski (fortepian i perkusja- w Echa II oraz Antyfony), Szábolc Esztényi (fortepian- Muzyka kreowana, Presence oraz Concerto), Urszula Trawińska (sopran- Antyfony), Ireneusz Palczewski (waltornia- Antyfony), Jerzy Woźniak (perkusja- Antyfony), Jerzy Kamas (recytacja-Diario 87)
Wydawnictwo prezentujące muzykę Tomasza Sikorskiego oraz jemu zadedykowane kompozycje bez najmniejszych wątpliwości zasługuje na szczególną uwagę… nie tylko słuchaczy- mówiąc kolokwialnie- „obtrzaskanych” z muzyką współczesną- a i takich ta muzyka może miło zaskoczyć-, ale i słuchaczy, którzy od współczesnej twórczości raczej stronią… może to właśnie ta płyta sprawi, że zainteresują się najnowszą twórczością…?
Ode mnie: ******

P.S. Wszystkie wykorzystane cytaty pochodzą z książeczki dołączonej do albumu… 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz