Pięć płyt z nowymi nagraniami Symfonii Krzysztofa
Pendereckiego (wyd. DUX), to na pewno jedno z ważniejszych wydarzeń
fonograficznych pierwszej połowy roku 2013… o samym planie wydawniczym pisałem
już w zeszłym roku, jednakże dopiero od niedawna możemy wziąć do ręki owe
płyty… Pierwsza refleksja jest taka, że warto było czekać… same interpretacje
są bowiem znakomite (można pokusić się o nadanie im miana interpretacji
wzorcowej, choć, staram się na ogół tego typu sformułowań unikać, to nijak w
tym wypadku się ich uniknąć nie da)… ale z drugiej strony, czy mogło być
inaczej, skoro sam kompozytor stanął za pulpitem dyrygenckim?
Pierwsza płyta przynosi nam dwie Symfonie… Pierwszą ukończoną w roku 1973 oraz Drugą powstałą na przełomie lat ’79- 80.
Nie trudno wysłyszeć różnice między tymi kompozycjami. I Symfonia to dzieło ściśle wpisujące się w nurt sonorystyczny, a
więc ujmując rzecz w największym skrócie, nurt, którego „podstawą estetyczną”
było wykorzystywanie rozmaitych, mówiąc nieco ogólnie nietradycyjne brzmienia,
które stały się materiałem formotwórczym dzieła na takiej zasadzie, na jakiej
niegdyś była nim melodia, rytm, czy harmonia. II Symfonia to już inny świat dźwiękowy, zapoczątkowany
stylistyczną woltą w latach ’70, konkretnie w drugiej połowie lat ’70. Na tym
gruncie kompozytor „zbudował” dwa swoje dzieła- I Koncert skrzypcowy (1976) oraz operę Raj utracony (1978). Jak
pisze Iwona Lindstedt w książeczce dołączonej do płyty, były to kompozycje,
które „odsłoniły nowe oblicze
Pendereckiego, niemal całkowicie przesłonięte dotąd etykietą >>mistrza
awangardy<<. Kompozytor zdumiał i zaszokował publiczność i krytykę
czytelną rehabilitacją melodii, tonalności i przyjaznych uchu, ładnych brzmień.”…
dobrze, a teraz po kolei…
I Symfonia, zamówiona przez Perkins
Engines w Peterborough, tam też odbyło się prawykonanie- grała London Symphony Orchestra pod batutą
Pendereckiego- 19 lipca 1973 roku. Mieczysław
Tomaszewski opisuje utwór w następujący sposób: „Przynosi z jednej strony swoistą syntezę własnych zdobyczy ekspresywnego
sonoryzmu, z drugiej- zapowiedź możliwości wyjścia z tego stworzonego przez
siebie stylistycznego kręgu”. Zdanie Tomaszewskiego „współgra” ze słowami
samego kompozytora. W „Labiryncie czasu” mówi
następująco: „Jest to czas przekroczenia
smugi cienia. Podjąłem próbę podsumowania moich 20- letnich doświadczeń
muzycznych- czasu awangardowych, radykalnych poszukiwań. Była to summa tego, co
jako awangardowy artysta mogłem powiedzieć.” Co prawda kompozytor
zdecydował się w tym wypadku na formę czteroczęściową (Arche I, Dynamis I, Dynamis II, Arche II), to warto zauważyć,
iż kolejne części płynnie przechodzą
jedna w drugą (attacca), bez wyraźnej
cezury. Nie oznacza to jednocześnie, że słuchacza nie jest w stanie „wychwycić”
ich odrębności. Jest ona bowiem wyraźna. Różnice wyraźnie słychać na nagraniu…
warto się „na chwilę” zatrzymać przy samym wykonaniu. Pierwsza sprawa… warto
wsłuchać się w brzmienie całego zespołu. Sinfonia
Iuventus jako zespół składający się z młodych wykonawców, budziła na samym
początku pewne obiekcje. Pojawiały się pytania… Czy jako młodzi muzycy poradzą
sobie z trudną, wyrafinowaną brzmieniowo muzyką Pendereckiego? Poradzili sobie.
To na pewno. Zespół brzmi znakomicie, a sam Penderecki „wyciąga” cały wachlarz
efektów kolorystycznych, które bardzo szybko zmieniają się, kontrastując ze
sobą na różne możliwe sposoby. Po drugie, jako młody, acz doświadczony zespół,
muzycy orkiestry grają tą muzykę bardzo ekspresyjnie i emocjonalnie. To
nagranie „kipi” wręcz od emocji muzycznych i wyrazowych. I wreszcie trzecia
sprawa to dokładność, bardzo cyzelowane i dopracowane szczegóły muzyczne. To
nie jest granie byle czego… każda nuta, glissando, mikroton, szmer, wydają się
przemyślane… i oddane bardzo dokładnie… niemalże z „hirurgiczną” precyzją.
II Symfonia to już- mówiąc może nieco kolokwialnie- inna bajka.
Jeżeli szukać jakichś odniesień muzycznych dla okresu sonorystycznego, to można
wymienić takie nazwiska jak Xenakis, czy Ligeti, ale II Symfonia i wolta stylistyczna już ma inne muzyczne i historyczne
odniesienia: Szostakowicz, Sibelius, Wagner, Bruckner czy Mahler… choć
oczywiście należy od razu dopowiedzieć, iż ta stylistyka zostaje przez
Pendereckiego silnie przesiana przez sito nowoczesności… Kompozycja
zadedykowana Zubinowi Mehcie (pod jego batutą odbyło się również prawykonanie w
maju 1980 roku, grała New York
Philharmonic Orchestra), kryje w sobie pewien wigilijny pierwiastek
(podtytuł dzieła to „Wigilijna”- podtytuł
ten gwoli ścisłości kompozytor wycofał po prawykonaniu i rozszerzeniu jednej z
sekcji dzieła)… po pierwsze kompozytor zaczął pisać Symfonię w wigilię Bożego Narodzenia 1979, po drugie wykorzystał w
niej trzykrotnie początkowy motyw kolędy Cicha
noc Franza Grubera (dla dociekliwych jeden motyw pojawia się w 3 minucie i
34 sekundzie nagrania). Jednakże jak pisze w książeczce dołączonej do płyty
Iwona Lindstedt: „w słuchowej mapie II
Symfonii na plan pierwszy wybija się nie tyle incypit kolędy (jest on
raczej delikatnie wetknięty w całą Symfonię- M.SZ.), lecz główny, mroczny pod względem wyrazowym temat i motywy
>>batalistyczne<< występujące w scherzowych sekcjach dzieła. To sprawia, że- szczególnie
w oczach interpretatorów zagranicznych- Druga Pendereckiego jawi się jako
ewokacja uczuć związanych z atmosferą społeczno- polityczną w Polsce około 1980
roku- buntem, triumfem, katastrofą, rezygnacją.” Orkiestra ponownie bardzo
pomaga w odbiorze dzieła. Tematy- niektóre niezwykle dyskretnie poprowadzone,
np., temat Cichej nocy, inne ze
sporym rozmachem- mienią się różnorodnymi barwami, choć, w odniesieniu do I Symfonii, z racji zmiany estetyki
trochę na innej zasadzie kompozytor „gra” kontrastami. Wnikliwy słuchacz
wyłapie kilka niedociągnięć intonacyjnych, ale to raczej sporadyczny wypadek
przy pracy, bo obie Symfonie grane są
znakomicie i dają słuchaczowi ogromną przyjemność słuchania… jak dla mnie jest
to pozycja obowiązkowa…
Ode mnie: ******
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz