25 kwietnia 2013

Krzysztof Penderecki, Symfonie


Penderecki: I Symfonia - Orkiestra Sinfonia Iuventus
Pięć płyt z nowymi nagraniami Symfonii Krzysztofa Pendereckiego (wyd. DUX), to na pewno jedno z ważniejszych wydarzeń fonograficznych pierwszej połowy roku 2013… o samym planie wydawniczym pisałem już w zeszłym roku, jednakże dopiero od niedawna możemy wziąć do ręki owe płyty… Pierwsza refleksja jest taka, że warto było czekać… same interpretacje są bowiem znakomite (można pokusić się o nadanie im miana interpretacji wzorcowej, choć, staram się na ogół tego typu sformułowań unikać, to nijak w tym wypadku się ich uniknąć nie da)… ale z drugiej strony, czy mogło być inaczej, skoro sam kompozytor stanął za pulpitem dyrygenckim?

Pierwsza płyta przynosi nam dwie Symfonie… Pierwszą ukończoną w roku 1973 oraz Drugą powstałą na przełomie lat ’79- 80. Nie trudno wysłyszeć różnice między tymi kompozycjami. I Symfonia to dzieło ściśle wpisujące się w nurt sonorystyczny, a więc ujmując rzecz w największym skrócie, nurt, którego „podstawą estetyczną” było wykorzystywanie rozmaitych, mówiąc nieco ogólnie nietradycyjne brzmienia, które stały się materiałem formotwórczym dzieła na takiej zasadzie, na jakiej niegdyś była nim melodia, rytm, czy harmonia. II Symfonia to już inny świat dźwiękowy, zapoczątkowany stylistyczną woltą w latach ’70, konkretnie w drugiej połowie lat ’70. Na tym gruncie kompozytor „zbudował” dwa swoje dzieła- I Koncert skrzypcowy (1976) oraz operę Raj utracony (1978). Jak pisze Iwona Lindstedt w książeczce dołączonej do płyty, były to kompozycje, które „odsłoniły nowe oblicze Pendereckiego, niemal całkowicie przesłonięte dotąd etykietą >>mistrza awangardy<<. Kompozytor zdumiał i zaszokował publiczność i krytykę czytelną rehabilitacją melodii, tonalności i przyjaznych uchu, ładnych brzmień.”… dobrze, a teraz po kolei…
I Symfonia, zamówiona przez Perkins Engines w Peterborough, tam też odbyło się prawykonanie- grała London Symphony Orchestra ­pod batutą Pendereckiego- 19 lipca 1973 roku. Mieczysław Tomaszewski opisuje utwór w następujący sposób: „Przynosi z jednej strony swoistą syntezę własnych zdobyczy ekspresywnego sonoryzmu, z drugiej- zapowiedź możliwości wyjścia z tego stworzonego przez siebie stylistycznego kręgu”. Zdanie Tomaszewskiego „współgra” ze słowami samego kompozytora. W „Labiryncie czasu” mówi następująco: „Jest to czas przekroczenia smugi cienia. Podjąłem próbę podsumowania moich 20- letnich doświadczeń muzycznych- czasu awangardowych, radykalnych poszukiwań. Była to summa tego, co jako awangardowy artysta mogłem powiedzieć.” Co prawda kompozytor zdecydował się w tym wypadku na formę czteroczęściową (Arche I, Dynamis I, Dynamis II, Arche II), to warto zauważyć, iż  kolejne części płynnie przechodzą jedna w drugą (attacca), bez wyraźnej cezury. Nie oznacza to jednocześnie, że słuchacza nie jest w stanie „wychwycić” ich odrębności. Jest ona bowiem wyraźna. Różnice wyraźnie słychać na nagraniu… warto się „na chwilę” zatrzymać przy samym wykonaniu. Pierwsza sprawa… warto wsłuchać się w brzmienie całego zespołu. Sinfonia Iuventus jako zespół składający się z młodych wykonawców, budziła na samym początku pewne obiekcje. Pojawiały się pytania… Czy jako młodzi muzycy poradzą sobie z trudną, wyrafinowaną brzmieniowo muzyką Pendereckiego? Poradzili sobie. To na pewno. Zespół brzmi znakomicie, a sam Penderecki „wyciąga” cały wachlarz efektów kolorystycznych, które bardzo szybko zmieniają się, kontrastując ze sobą na różne możliwe sposoby. Po drugie, jako młody, acz doświadczony zespół, muzycy orkiestry grają tą muzykę bardzo ekspresyjnie i emocjonalnie. To nagranie „kipi” wręcz od emocji muzycznych i wyrazowych. I wreszcie trzecia sprawa to dokładność, bardzo cyzelowane i dopracowane szczegóły muzyczne. To nie jest granie byle czego… każda nuta, glissando, mikroton, szmer, wydają się przemyślane… i oddane bardzo dokładnie… niemalże z „hirurgiczną” precyzją.
II Symfonia to już- mówiąc może nieco kolokwialnie- inna bajka. Jeżeli szukać jakichś odniesień muzycznych dla okresu sonorystycznego, to można wymienić takie nazwiska jak Xenakis, czy Ligeti, ale II Symfonia i wolta stylistyczna już ma inne muzyczne i historyczne odniesienia: Szostakowicz, Sibelius, Wagner, Bruckner czy Mahler… choć oczywiście należy od razu dopowiedzieć, iż ta stylistyka zostaje przez Pendereckiego silnie przesiana przez sito nowoczesności… Kompozycja zadedykowana Zubinowi Mehcie (pod jego batutą odbyło się również prawykonanie w maju 1980 roku, grała New York Philharmonic Orchestra), kryje w sobie pewien wigilijny pierwiastek (podtytuł dzieła to „Wigilijna”- podtytuł ten gwoli ścisłości kompozytor wycofał po prawykonaniu i rozszerzeniu jednej z sekcji dzieła)… po pierwsze kompozytor zaczął pisać Symfonię w wigilię Bożego Narodzenia 1979, po drugie wykorzystał w niej trzykrotnie początkowy motyw kolędy Cicha noc Franza Grubera (dla dociekliwych jeden motyw pojawia się w 3 minucie i 34 sekundzie nagrania). Jednakże jak pisze w książeczce dołączonej do płyty Iwona Lindstedt: „w słuchowej mapie II Symfonii na plan pierwszy wybija się nie tyle incypit kolędy (jest on raczej delikatnie wetknięty w całą Symfonię- M.SZ.), lecz główny, mroczny pod względem wyrazowym temat i motywy >>batalistyczne<< występujące w scherzowych  sekcjach dzieła. To sprawia, że- szczególnie w oczach interpretatorów zagranicznych- Druga Pendereckiego jawi się jako ewokacja uczuć związanych z atmosferą społeczno- polityczną w Polsce około 1980 roku- buntem, triumfem, katastrofą, rezygnacją.” Orkiestra ponownie bardzo pomaga w odbiorze dzieła. Tematy- niektóre niezwykle dyskretnie poprowadzone, np., temat Cichej nocy, inne ze sporym rozmachem- mienią się różnorodnymi barwami, choć, w odniesieniu do I Symfonii, z racji zmiany estetyki trochę na innej zasadzie kompozytor „gra” kontrastami. Wnikliwy słuchacz wyłapie kilka niedociągnięć intonacyjnych, ale to raczej sporadyczny wypadek przy pracy, bo obie Symfonie grane są znakomicie i dają słuchaczowi ogromną przyjemność słuchania… jak dla mnie jest to pozycja obowiązkowa…
Ode mnie: ******

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz