Nowa książka Jana Grzegorczyka, którą dostałem nie tak znów
dawno od sklepu merlin.pl okazała się idealną lekturą na minione już Święta
Wielkiej Nocy… po pierwsze, jak każda zresztą książka Grzegorczyka tak i
najnowsza zmusza czytelnika do myślenia a w zasadzie do przemyślenia. Po drugie
dlatego też, że Grzegorczyk- co nie jest znów takie zwyczajne w dzisiejszych
czasach- pokazuje kapłana w osobie księdza Grosera z jednej strony w sposób
godny, a z drugiej strony nie przekolorowany. Kapłana, który nie jest wszechwiedzący,
nie zna odpowiedzi na wszystkie pytania, który ma wątpliwości i swoje…
słabości, ale nie demonicznie i przesadnie wyolbrzymiane…
„Alpejski przypadek
księdza Grosera”- jak sam nazywa swą powieść autor, rozpoczyna się
wypadkiem, przerywającym podróż księdza do Watykanu, na zaproszenie Jana Pawła
II. Wypadek ten przynosi szereg nieoczekiwanych zdarzeń i cały szereg spotkań…
Pozornie tylko niepowiązanych ze sobą. Pozornie… bo jak się okazuje troje
głównych bohaterów Mateusz i Agnieszka Konopiuk (Mateusz jest księdzem
ewangelickim, Agnieszka jego żoną) oraz ksiądz Groser spotkali się już ze sobą…
Konopiukowie czytali książki Grosera, natomiast ksiądz Groser zna ich historię-
opisał ją nawet w swoim „Manowczyku”,
nie od samych Konopiuków, ale od przyjaciółki Agnieszki, która jako jedyna
znała historię ich związku… Jan Grzegorczyk- jak pisze w Posłowiu- zarzekał się, że nie powróci już ksiądz Groser znany z
trylogii, w skład której wchodzą kolejno bestsellerowe: Adieu, Trufle oraz Cudze
pole. Na szczęście zmienił zdanie, gdyż historia księdza Grosera wciąga
bardzo szybko… podobnie jak poprzednie. Sama powieść składa się z wielu splotów
zdarzeń, które z pozoru oczywiste okazują się nieco bardziej zagmatwane niż nam
się początkowo wydaje. Np. historia pewnego esesmana, który uwieczniony na
obrazie w kościele (namalowany Chrystus „otrzymał” jego twarz) uważany był za
„wzorowego” aryjczyka. Obraz ten został zamurowany przez księdza Konopiuka,
który widział twarz nie Chrystusa, ale nazisty. Pewnego dnia w Judenfeldzie
pojawia się żyd, którego uratował właśnie ten esesman (tytułowy Jezus z
Judenfeldu?). Uratował zresztą nie tylko jego.
Jezus z Judenfeldu
to kolejna udana książka Grzegorczyka… po absolutnie wyjątkowych: wzruszającej,
osadzonej w realiach hospicyjnych Niebo
dla akrobaty (wyd. Znak, 2009), Góra, albo jak wyżebrać niebo i człowieka (wyd.
W Drodze, 1999) oraz Dziurawy kajak i
Boże Miłosierdzie (wyd. W Drodze, 2006), tak i do tej będę jeszcze nie raz
wracał… Ode mnie: ******
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz