Dojść do decyzji o konieczności przejścia na dietę jest
łatwo. Schody zaczynają się drugiego/ trzeciego dnia. Sam jadłospis, jest tu
sprawą- jak mi się wydaje- drugorzędną. Po czwartym podejściu, postanowiłem coś
napisać… może ten tekst będzie w jakimś stopniu motywatorem…
Krok pierwszy decyzja
Tu jest łatwo. Pojawia się „oponka”, znajomi nieco- czasem
może nieświadomie- dogryzają, a Ty wkładając swoją ulubioną taliowaną koszulę
zauważasz, że za cholerę się nie dopniesz! Albo, że bezczelnie rozłazi się
Tobie ona na klatce piersiowej, nie mówiąc już o brzuchu. Znajomi więc mieli
rację… Czas coś w reszcie zrobić. No i jeszcze zbliżają się wakacje.
Krok drugi przygotowania
Już napotkasz schody! Gorąco, więc marzy się Tobie zimne
piwo, lody, napoje gazowane, a na pierwszym spotkaniu z dietetykiem dowiadujesz
się, o tym, że o piwie i napojach możesz zapomnieć na czas diety, a lody to sam
cukier. Ok.! Nie jest przecież tak źle. Do czasu. Stoisz w kolejce z tym
cholernym zdrowym żarciem, a przed Tobą? Zgrzewka piwa, druga, o i pan dwie
kolejki obok też kasuje piwo. Już to przerabiałem. Moja rada jest jedna. Gdy
przyjdziesz do domu zjedz albo wywal najpierw wszystko co nie będzie Ci w
diecie potrzebne. Unikniesz tym samym codziennego żałosnego patrzenia na
produkty, które do tej pory wcinałeś na potęgę, ale przecież u dietetyka
dowiedziałeś się, że jesz same śmieci. Aha! Popij to zimnym piwem, na pożegnanie.
Testowałem to całkiem niedawno. Po kilkumiesięcznych dogryzaniach, stwierdziłem
że coś jest na rzeczy! Przekonało mnie ostatecznie, że nie mieszczę się w
ślubny garnitur- choć ponoć mężczyzna po ślubie zawsze tyje… No i pierwszy dzień
minął spoko, drugi nieco ciężej, trzeci luz… czwarty? Cholera! W lodówce mamy
serek mascarpone, któremu za chwilę skończy się data… No i… Ania zrobiła
najlepsze na świecie tiramisu, które uwielbiam, a które co by tu mówić jest
mocno kaloryczne. To mnie złamało. Plany wzięły w łeb. Potem? Standard. Nie
mamy nic na obiad. Pizza. No dobra. Jednogłośnie więc podjęliśmy decyzję, aby w
weekend pozbyć się wszystkiego co nam przeszkadza.
Krok trzeci czas na dietę
Skoro usunęliśmy wszystkie elementy odstraszające, czas na
dietę. Osobiście wytestowałem opcję z dietetykiem. Efekty? 15 kg w dwa miechy-
w tym dycha w pierwszym miesiącu. Mogło być lepiej, ale dla mnie to i tak był spory
sukces. A sama dieta? Jest możliwa. Nie ma głodówki, co ważne, a produkty?
Totalnie inna bajka w porównaniu do tego, co kiedyś. Aha no i nie jem cztery
godziny przed spaniem, co jest ogromnym sukcesem, biorąc pod uwagę, że jeszcze
niedawno standardem była pizza na dobranoc, albo przynajmniej chipsy.
Pamiętam, jak ostatni raz szliśmy z Anią z koszykiem pełnym
zdrowego jedzenia, jakieś dorsze, jakieś indyki, wołowina, kurczak, warzywa,
owoce- no dobra kiwi, jabłka i ananasy. Ania wtedy mówi, „przecież to nie nasz koszyk… nie ma makaronów, pizzy mrożonej- w razie „w”,
nie ma chipsów, piwa”. Fakt to nie był nasz sposób odżywiania się, ale może
to dobrze? W końcu nigdy nie jest za późno, żeby zacząć jeść zdrowo?
Krok czwarty wspomagacze!
Tu nie będzie mowy, o jakiś cud- tabletkach, slim-kawach i i
hiperdietetycznych batonikach, którymi obżerają się na potęgę ludzie chcący
schudnąć, a które w rzeczywistości wspomagają tylko i wyłącznie irytację.
Wspomagaczami są tu… bieganie, rolki, rower, i wszelkiej maści ćwiczenia rozciągające.
Ale nie tylko. Osobiście przetestowałem kilka opcji, które odciągają myśli od
jakichkolwiek odstępstw. Wydrukuj jadłospis (sorry, nie lubię tego określenia,
kojarzy mi się z tanimi barami i komuną) i powieś w widocznym miejscu. Po
drugie rób zakupy raz w tygodniu z dokładną listą. Po trzecie kup sobie kilka
mini przekąsek, które powinien zlecić dietetyk… potrafią one uratować… ja
miałem lekki serek wiejski; paczkę ciasteczek Be-Be- małą; owocowe deserki- po
odlaniu słodkiego syropu; tatar, którego do dziś nie spróbowałem. Szału nie ma,
ale pierwszy głód zostaje zaspokojony.
Krok piąty i ostatni!
Efekty, mobilizują najbardziej. Dlatego ważne jest regularne
ważenie się! Choć w sumie widać je gołym okiem. Koszule się dopinają, zaczynasz
nosić pasek do spodni- nie tylko w formie ozdoby. I najważniejsze! Podobasz się…
sobie! To jest właśnie najważniejsze! Ustal, sobie cel.
To Ty masz siebie zaakceptować!
Jeżeli właśnie zaczynasz- tak jak ja, to Powodzenia i
piszcie o efektach!
A na zachętę, Nasza- no dobra, Ani- wersja jednego z
dietetycznych obiadów. Zmodyfikowany, po naszemu. Indyk zamieniony został na
udka z Kurczaka, doszła marchewka i gruszka. Czy było tak dietetycznie, jak być
miało być? Pewnie nie, ale to na zachętę. Od jutra będzie dietetycznie ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz