Miały być cztery, ale za cholerę nie mogę znaleźć płyty z
Soreyem… a że Antek właśnie mi zasnął niespecjalnie uśmiecha mi się zasuwać do auta sprawdzać, czy mam tam to nagranie… na dziś
dzień więc ta płyta jest w domyśle, ale na sto procent warto po to nagranie
sięgnąć (no chyba, że znajdę).
Długo myślałem, nad drobną modyfikacją, żeby jednak pozostać przy codziennych wpisach cyklu 30na30, a jednak zostawić sobie furtkę na większe teksty, tym bardziej, że coraz szerzej płyną do mnie nowości nie tylko muzyczne...
Maseckiego można lubić, albo i nie, ale jedno, w tych dwu
postawach jest wartością stałą. Obok Maseckiego i jego projektów nie można
przejść obojętnie.
Lubię tą płytę. Lubię Braxtona, bo lubię muzykę, która ode
mnie czegoś wymaga. A Braxton jest tu idealny. Jazzowy, i niejazzowy. Klasyczny
i nieklasyczny. Więc jaki? Saksofonista zawsze konsekwentnie wymyka się
klasyfikacjom.
Grażyna Auguścik z Lutosławskim. Nie ukrywam, że był to
wystarczający magnes, żeby chwycić za to nagranie. Jednocześnie sam projekt
okazuje się najbardziej intrygującym spośród wydanych w roku 2014.
W sumie, jakość tak bezmyślnie minął mi tydzień z cyklem
30n30. Fajnie byłoby więc choć tą część podsumować z jednej strony, z drugiej
tylko odsłuchowo przedstawić kolejne nagranie, a i przy okazji napomknąć o jednym
poznańskim wydarzeniu jazzowym.
Dziś wyjątkowo, choć bardziej to wyjątkowo zostało wymuszone,
aniżeli zaplanowane. Wczoraj pierwszy raz od dawna, olałem wszystko i poszedłem
spać razem z synkiem zaraz po ostatnim gwizdku i wygranej Barcy… a temat nieco
uciekł.
Jeżeli nie wiesz kto to Adam Pierończyk, to znaczy, że musisz pobiec do sklepu po dwie płyty. Solową nagraną na sopranie The Planet of Eternal Life (na sopranie jest absolutnie najlepszy) i właśnie A-trane nights wydane przez partnera tego cyklu wytwórnię For- Tune.
Długo dojrzewałem do tego nagrania, ale ten czas był
potrzebny, bo i sam Masecki jest wymagający i materiał tworzony przez niego oddziałuje
dopiero bo jakimś czasie.
Płyta to zaskoczenie. Będę to powtarzał do znudzenia. Nie spodziewałem się tak złagodzonej płyty w portfolio For Tune, a tu proszę. Genialnie kojąca i urzekająca.
Eksplorując obszary już raz odkrywane przed wami, natrafiłem na drugą płytę od ForTune, która trafiła w moją indywidualną estetykę w bardzo dosadny sposób...
Tak jak zapowiedziałem. Zaczynamy cykl TrzydzieściNaTrzydzieści. Codziennie pojawiać się będzie wpis dotyczący kolejnej płyty wydawnictwa ForTune. Dlaczego ForTune? A dlaczego nie!