Pozostając w kręgu „muzyki operowej”… pierwszy album
Andrzeja Dobbera, to płyta magnetyczna… dlatego trochę trwało zanim jej się
nasłuchałem i zabrałem się w końcu za pisanie tekstu… a warto spędzić z tą
płytą nieco więcej czasu i wysłuchać w spokoju znakomicie zaśpiewanych
operowych „perełek”... a napisać, iż Andrzej Dobber, ma znakomity, szlachetny, doskonały
barwowo baryton, to nie napisać nic.
Andrzej Dobber ma za sobą występy w najbardziej prestiżowych
teatrach operowych świata. Mediolańska La
Scala, nowojorskia Metropolitan
Opera, berlińskie Deutsche Oper,
Komische Oper, Staatsoper, londyński Covent
Garden, a ponadto występował w Hanowerze, Dreźnie, Essen, Frankfurcie nad
Menem, Kolonii, Lipsku, Monachium, Amsterdamie, Paryżu, Florencji, Hongkongu,
Petersburgu, Tokio, Wiedniu czy w Glasgow. Polski baryton jest także laureatem
prestiżowych konkursów wokalnych, m.in. Neue
Europäische Stimmen w Gütersloch,
Belvedere (Wiedeń) czy w Monachium- Grand Prix konkursu ARD. Trochę to zatem
zastanawiające, że związany z estradą od trzech dekad nagrywa dopiero pierwszą
płytę solową… ale jak mówi słynne porzekadło „lepiej późno niż wcale”… dla słuchacza jest to bowiem absolutna
operowa perełka. Repertuar został dobrany w ten sposób, aby ukazać pełnię
możliwości solisty, stąd arie osadzone w wolniejszych tempach mieszają się z
ariami brawurowymi, szybkimi, wymagającymi od solisty nie tylko znakomitej
techniki, ale również mocnego głosu. Jeżeli przyczepić się do doboru
repertuaru, to szkoda, iż nie ma ani jednej arii z Króla Rogera
Szymanowskiego- pamiętam znakomite wykonanie tej partii przez Andrzeja Dobbera
w dość popularnej i rozpoznawalnej inscenizacji Mariusza Trelińskiego. Ale to w
zasadzie szczegół… Generalnie przeważa Verdi- Son io, mio Carloz Don Carlosa; Perfidi!
All’Anglo… Pietà, rispetto, amore z Makbeta; Di provenza il mar z Traviaty; Cortigiani,
vil razza dannata z Rigoletta oraz
Son pur queste mie membra… Ah,
prigioniero io sono z Nabucco. Słuchając verdiowskich arii można wysłyszeć
ogromną wręcz elastyczność głosu solisty. Mocny głos, szlachetny (pierwsza
część w Cortigiani), a z drugiej
strony urzekający, poruszający i wzruszający w ustępach kantylenowych (w Di provenza … czy druga część w Cortigiani…)…i jeszcze wstęp orkiestry
do Perfidi! All’Anglo…
poprowadzony przez Antoniego Wita z
rozmachem, ale i z dbałością o pełnię i szlachetność brzmienia orkiestry
(Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Narodowej)... choć jak chodzi o orkiestrę,
to najlepszym momentem jest mimo wszystko Wehe,
wehe mir der Qual z Parsifala Wagnera. Program został dopełniony przez
pojedyncze arie Ni sna, ni otdycha z
Kniazia Igora Borodina, Wy mnie pisali…
Kogda by zyzn’ domasznim krugom z Eugeniusza Oniegina, Kto z mych dziewek serce której ze Strasznego Dworu Moniuszki (jedyny
polski „przedstawiciel”), poruszająca Tsarevicha
skorey z Borysa Godunowa Musorgskiego oraz wspomniana już aria z Parsifala
Wagnera.
Pierwsza solowa płyta Andrzeja Dobbera jest albumem, do
którego wracam z ogromną przyjemnością, pomimo, iż nieczęsto (a raczej
niezwykle rzadko) sięgam po tego typu płyty… częściej szczerze mówiąc słucham
całości oper, niż tego typu- mówiąc może nieco kolokwialnie- „składanek”, ale
ta płyta jest wyjątkiem…
Ode mnie: ******/ ******
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz