17 lipca 2013

Andrzej Dobber Arias

Pozostając w kręgu „muzyki operowej”… pierwszy album Andrzeja Dobbera, to płyta magnetyczna… dlatego trochę trwało zanim jej się nasłuchałem i zabrałem się w końcu za pisanie tekstu… a warto spędzić z tą płytą nieco więcej czasu i wysłuchać w spokoju znakomicie zaśpiewanych operowych „perełek”... a napisać, iż Andrzej Dobber, ma znakomity, szlachetny, doskonały barwowo baryton, to nie napisać nic.

Andrzej Dobber ma za sobą występy w najbardziej prestiżowych teatrach operowych świata. Mediolańska La Scala, nowojorskia Metropolitan Opera, berlińskie Deutsche Oper, Komische Oper, Staatsoper, londyński Covent Garden, a ponadto występował w Hanowerze, Dreźnie, Essen, Frankfurcie nad Menem, Kolonii, Lipsku, Monachium, Amsterdamie, Paryżu, Florencji, Hongkongu, Petersburgu, Tokio, Wiedniu czy w Glasgow. Polski baryton jest także laureatem prestiżowych konkursów wokalnych, m.in. Neue Europäische Stimmen w Gütersloch, Belvedere (Wiedeń) czy w Monachium- Grand Prix konkursu ARD. Trochę to zatem zastanawiające, że związany z estradą od trzech dekad nagrywa dopiero pierwszą płytę solową… ale jak mówi słynne porzekadło „lepiej późno niż wcale”… dla słuchacza jest to bowiem absolutna operowa perełka. Repertuar został dobrany w ten sposób, aby ukazać pełnię możliwości solisty, stąd arie osadzone w wolniejszych tempach mieszają się z ariami brawurowymi, szybkimi, wymagającymi od solisty nie tylko znakomitej techniki, ale również mocnego głosu. Jeżeli przyczepić się do doboru repertuaru, to szkoda, iż nie ma ani jednej arii z Króla Rogera Szymanowskiego- pamiętam znakomite wykonanie tej partii przez Andrzeja Dobbera w dość popularnej i rozpoznawalnej inscenizacji Mariusza Trelińskiego. Ale to w zasadzie szczegół… Generalnie przeważa Verdi- Son io, mio Carloz Don Carlosa; Perfidi! All’Anglo… Pietà, rispetto, amore z Makbeta; Di provenza il mar z Traviaty; Cortigiani, vil razza dannata z Rigoletta oraz Son pur queste mie membra… Ah, prigioniero io sono z Nabucco. Słuchając verdiowskich arii można wysłyszeć ogromną wręcz elastyczność głosu solisty. Mocny głos, szlachetny (pierwsza część w Cortigiani), a z drugiej strony urzekający, poruszający i wzruszający w ustępach kantylenowych (w Di provenza … czy druga część w Cortigiani…)…i jeszcze wstęp orkiestry do Perfidi! All’Anglo… poprowadzony  przez Antoniego Wita z rozmachem, ale i z dbałością o pełnię i szlachetność brzmienia orkiestry (Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Narodowej)... choć jak chodzi o orkiestrę, to najlepszym momentem jest mimo wszystko Wehe, wehe mir der Qual z Parsifala Wagnera. Program został dopełniony przez pojedyncze arie Ni sna, ni otdycha z Kniazia Igora Borodina, Wy mnie pisali… Kogda by zyzn’ domasznim krugom z Eugeniusza Oniegina, Kto z mych dziewek serce której ze Strasznego Dworu Moniuszki (jedyny polski „przedstawiciel”), poruszająca Tsarevicha skorey z Borysa Godunowa Musorgskiego oraz wspomniana już aria z Parsifala Wagnera.
Pierwsza solowa płyta Andrzeja Dobbera jest albumem, do którego wracam z ogromną przyjemnością, pomimo, iż nieczęsto (a raczej niezwykle rzadko) sięgam po tego typu płyty… częściej szczerze mówiąc słucham całości oper, niż tego typu- mówiąc może nieco kolokwialnie- „składanek”, ale ta płyta jest wyjątkiem…

Ode mnie: ******/ ******

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz