Przyznam, może trochę ze wstydem, iż kompozytorską
działalnością Ignacego Jana Paderewskiego zainteresowałem się, w zasadzie przez
przypadek… nie intrygował mnie Paderewski ani na wykładach z historii muzyki
polskiego romantyzmu, ani przed sesją, kiedy to różnego rodzaju kompozytorzy
pchają się drzwiami i oknami do głów studentów. Wiedziałem tyle co musiałem… że
znakomity wirtuoz, że wybitny polityk… i kompozytor ale, że kompozytor to w
zasadzie przypadkowo. Trafiłem na niego sam z siebie nieprzymuszany żadnymi
zbliżającymi się zaliczeniami w jednym ze sklepów muzycznych… ale i to nieco z
nudów… żona gdzieś buszowała po galerii, tak więc nieco znudzony chwyciłem
ówczesną nowość z Koncertem fortepianowym… ale nie przez Paderewskiego… a przez
Kevina Kennera… i powędrowałem do odsłuchu.
Ku rozpaczy żony nie skończyło się na odsłuchu, ale na
kolejnym zakupie… i tak, Paderewski zawładnął moim odtwarzaczem na dobrych
kilka tygodni (a rzadko się zdarza, że „wałkuję” jedną płytę dłużej niż kilka
dni)… z Manru było nieco inaczej. Nowy album wydawnictwa DUX zamówiłem już z
pełną świadomością… uzbrojony w podstawowe informacje: że opera była wystawiana
w Metropolitan Opera w Nowym Yorku
(14 stycznia 1902 roku), że dzieło znaczące w historii polskiej muzyki…
libretto Alfreda Nossiga na podstawie powieści Chata za wsią Ignacego Jana Kraszewskiego. Prapremiera odbyła się w
roku 1901 w Dreźnie- polska premiera w maju 1902 roku.
Jacek Marczyński w szkicu
dołączonym do płyty pisze o Manru, iż
„jest jednak czymś więcej niż melodramatem
miłosnym, typowym dla XIX- wiecznej opery. To pierwszy polski dramat muzyczny,
inspirowany twórczością Richarda Wagnera, ale oryginalny. Korzystając z
wagnerowskich doświadczeń odszedł Paderewski od przestarzałego podziału na
numery, dbał o wzajemne przenikanie poszczególnych scen, by powstała ciągłość
akcji. Muzyczną strukturę zbudował z motywów przewodnich, duże znaczenie
przypisując partii orkiestry o symfonicznym rozmachu.”
Generalnie nie jestem
zwolennikiem przytłaczania informacjami- tym bardziej- iż akurat Manru jest
dość dobrze opisaną operą w „sieci” oraz
w różnego rodzaju leksykonach, bardziej interesowało mnie wykonanie opery.
Wśród solistów wybijają się Janusz Ratajczak (Manru) operujący dość
„przyjemnym” barwowo tenorem, Wioletta Chodowicz
(Ulana), szlachetny dobrze „ustwiony” sopran, co najważniejsze bez manierycznego półtonowego wibrata oraz
operująca również ciekawym mezzosopranem Barbara Krahel (Jadwiga). Również
warto zwrócić uwagę na bardzo dobrą grę orkiestry- bez większych potknięć
intonacyjnych, którą w bardzo czytelny i przemyślany sposób prowadził Maciej
Figas. W interpretacji słychać nie tylko dobre poznanie partytury, ale również
bardzo mądre wyciąganie na plan pierwszy motywów przewodnich (piękny motyw
obojowy), dobre porozumienie pomiędzy dyrygentem a solistami i przede wszystkim
wyczucie wolumenu orkiestry. Nie ma ani jednego momentu, w którym chór lub
solista zostałby „przykryty” przez orkiestrę. Jednocześnie w ustępach
instrumentalnych pozwala sobie dyrygent na większy rozmach, cały czas dbając o
szlachetne brzmienie zespołu.
Płyta z operą Manru dla mnie była swoistym odkryciem muzycznym. Nie
tak intensywnym i zachwycającym jak płyta z Koncertem fortepianowym
Paderewskiego w interpretacji Kevina Kennera (DUX), ale na pewno ciekawym… na
pewno jeszcze nie raz będę do tej płyty wracał.
Ode mnie: *****/ ******
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz