14 lipca 2013

Ignacy Jan Paderewski Manru, czyli wpis nieco osobisty

Przyznam, może trochę ze wstydem, iż kompozytorską działalnością Ignacego Jana Paderewskiego zainteresowałem się, w zasadzie przez przypadek… nie intrygował mnie Paderewski ani na wykładach z historii muzyki polskiego romantyzmu, ani przed sesją, kiedy to różnego rodzaju kompozytorzy pchają się drzwiami i oknami do głów studentów. Wiedziałem tyle co musiałem… że znakomity wirtuoz, że wybitny polityk… i kompozytor ale, że kompozytor to w zasadzie przypadkowo. Trafiłem na niego sam z siebie nieprzymuszany żadnymi zbliżającymi się zaliczeniami w jednym ze sklepów muzycznych… ale i to nieco z nudów… żona gdzieś buszowała po galerii, tak więc nieco znudzony chwyciłem ówczesną nowość z Koncertem fortepianowym… ale nie przez Paderewskiego… a przez Kevina Kennera… i powędrowałem do odsłuchu.

Ku rozpaczy żony nie skończyło się na odsłuchu, ale na kolejnym zakupie… i tak, Paderewski zawładnął moim odtwarzaczem na dobrych kilka tygodni (a rzadko się zdarza, że „wałkuję” jedną płytę dłużej niż kilka dni)… z Manru było nieco inaczej. Nowy album wydawnictwa DUX zamówiłem już z pełną świadomością… uzbrojony w podstawowe informacje: że opera była wystawiana w Metropolitan Opera w Nowym Yorku (14 stycznia 1902 roku), że dzieło znaczące w historii polskiej muzyki… libretto Alfreda Nossiga na podstawie powieści Chata za wsią Ignacego Jana Kraszewskiego. Prapremiera odbyła się w roku 1901 w Dreźnie- polska premiera w maju 1902 roku.
Jacek Marczyński w szkicu dołączonym do płyty pisze o Manru, iż „jest jednak czymś więcej niż melodramatem miłosnym, typowym dla XIX- wiecznej opery. To pierwszy polski dramat muzyczny, inspirowany twórczością Richarda Wagnera, ale oryginalny. Korzystając z wagnerowskich doświadczeń odszedł Paderewski od przestarzałego podziału na numery, dbał o wzajemne przenikanie poszczególnych scen, by powstała ciągłość akcji. Muzyczną strukturę zbudował z motywów przewodnich, duże znaczenie przypisując partii orkiestry o symfonicznym rozmachu.”  
Generalnie nie jestem zwolennikiem przytłaczania informacjami- tym bardziej- iż akurat Manru jest dość dobrze opisaną operą  w „sieci” oraz w różnego rodzaju leksykonach, bardziej interesowało mnie wykonanie opery. Wśród solistów wybijają się Janusz Ratajczak (Manru) operujący dość „przyjemnym”  barwowo tenorem, Wioletta Chodowicz (Ulana), szlachetny dobrze „ustwiony” sopran, co najważniejsze  bez manierycznego półtonowego wibrata oraz operująca również ciekawym mezzosopranem Barbara Krahel (Jadwiga). Również warto zwrócić uwagę na bardzo dobrą grę orkiestry- bez większych potknięć intonacyjnych, którą w bardzo czytelny i przemyślany sposób prowadził Maciej Figas. W interpretacji słychać nie tylko dobre poznanie partytury, ale również bardzo mądre wyciąganie na plan pierwszy motywów przewodnich (piękny motyw obojowy), dobre porozumienie pomiędzy dyrygentem a solistami i przede wszystkim wyczucie wolumenu orkiestry. Nie ma ani jednego momentu, w którym chór lub solista zostałby „przykryty” przez orkiestrę. Jednocześnie w ustępach instrumentalnych pozwala sobie dyrygent na większy rozmach, cały czas dbając o szlachetne brzmienie zespołu.
Płyta z operą Manru dla  mnie była swoistym odkryciem muzycznym. Nie tak intensywnym i zachwycającym jak płyta z Koncertem fortepianowym Paderewskiego w interpretacji Kevina Kennera (DUX), ale na pewno ciekawym… na pewno jeszcze nie raz będę do tej płyty wracał.

Ode mnie: *****/ ******
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz