Miles. Wielki Miles. Wielki w każdym kontekście.
Katalogowym, muzycznym i stylistycznym… nagrań mamy więc od groma. Ale jak w
tym wszystkim się odnaleźć? To zależy. Bo zacząć możesz od dowolnego momentu…
cool; fusion; jazz-rock; hard-bop; be-bop… zależy od czego sam chcesz.
Dziś
bardzo ogólnie, bo jest to w rzeczywistości początek większej całości.
Długo dojrzewałem do Milesa. Od pierwszego razu z Kind of Blue minęło sporo czasu. Ale to był
początek. Później była milesowska autobiografia. Prawdziwa, choć przedstawiona
bardzo subiektywnie, historia muzyki jazzowej. Ale w tym chyba największa
wartość książki. Później cały przekrój stylistyczny. Porgy and Bess; Birth
of the Cool; Sketches of Spain; E.S.P.; Sorcerer; Doo-Bop. No i
nastąpiło swojego rodzaju przesycenie muzyką jazzową… przerwa i… muzyka
współczesna. To właśnie ona pozwoliła mi na nieco szersze spojrzenie na cały
katalog Milesa. No i olśnienie. Live In
Poland. Całkiem niepozorne nagranie, ale posiadające w sobie ogromną
muzyczną energię. Można pomarudzić, bo warstwa graficzna tego historycznego- i
ważnego dla nas- nagrania pozostawia naprawdę wiele do życzenia. To był kolejny punkt zapalny. Bo
dalej to już Bitches Brew; Water Babies; Miles
at Fillmore; Sorcerer; Filles De Kilimanjaro; Miles In The Sky czy In A
Silent Way.
Zakres estetyczny nagrań jest przeogromny. To właśnie
stanowi o wielkości Milesa, ale z drugiej strony w tym właśnie tkwi cały
problem z Milesem. Bo Ty sam musisz rozpoznać, która estetyka Tobie najbardziej
odpowiada. Ale to tylko część prawdy. Bo są- nazwijmy to- nagrania bezpieczne,
które powinny przypasować Ci w każdym momencie. Pisałem już o nich wyżej, ale
powtórzę i dodam kilka płyt. Oczywiście Kind
of Blue… to legenda i klasyk… taki Klasyk przez wielkie „K”. To album
miazga, choć mi osobiście najbardziej podchodzą chyba mimo wszystko nagrania z
Shorterem i Hancockiem, ale to już moja opinia i takie raczej blogerskie
wybrzydzanie, i kręcenie nosem. Zresztą co można mówić przy nazwiskach Coltrane,
Evans, Shorter, Hancock, Corea, Jarrett, kurcze, no to są osobne historie i jazzowi
giganci. Po Kind of Blue, możesz
sięgnąć- jeżeli lubisz większe składy, a jak nie, to warto polubić ;-) - po Porgy and Bess. Ma kilka perełek,
chociażby Summertime. Za wszelką cenę
unikaj składaków. Konkretna płyta ma swoją dramaturgię, która na kilku
płytowych składankach jest nie do nadrobienia… ja nie mam już żadnej składanki
Milesa, a jedyną, której byłem posiadaczem zostawiłem teściowi w aucie. Bo
akurat tam pasowała. Zróbmy lekki przeskok. Jeżeli chcesz sięgnąć po
elektrycznego Milesa, choć musisz zdać sobie sprawę, że zostawiliśmy „za
plecami” znakomite nagrania takie jak E.S.P.,
Sorcerer, czy My Funny Valentine,
może najbezpieczniej sięgnąć po Tutu czy
You’re Under Arrested. To taki
bezpieczny wybór. Jeżeli się wciągniesz, to warto sięgnąć po Miles In Poland, dwupłytowa realizacja live, która w warstwie graficznej i
historycznej pozostawia serio wiele do życzenia, ale zawsze możesz iść za moim przykładem i booklet wywalić do kosza… ale to tylko moje odczucia. Albo We want Miles z genialnie zagranym Jean- Pierre’em czy Live around the World… z
kilkoma hiciorami naraz.
Jest jednak w tym wszystkim jedno spore ułatwienie. Progresywność
jego stylu, działa się co prawda w sposób liniowy i ciągły (tak, tak, takie work in progress), to jednak śmiało
można ułożyć konkretne tytuły, pod konkretną stylistykę. Przynajmniej większość
z nich.
Zastanawiałem się od czego tu zacząć. Najlepiej od momentu w
karierze Milesa, który mnie w największym stopniu zaintrygował w momencie gdy
zaczynałem swoją przygodę z jazzem. Cool…
bo początki Milesa i jego mieszanie z be-bopem
są raczej jazdą dla zdecydowanie bardziej zaawansowanych. Warto więc zabrać
się do roboty i przesłuchać kilka milesowskich propozycji.
Na początek moje top 10 ulubionych nagrań, choć wiem, że
zadanie to wydaje się co najmniej karkołomne:
1. Kind of Blue
2. Tutu
3. Live In Poland
4. Miles In The Sky
5. Live Around The World
6. You’re Under Arrested
7. Sketches Of Spain
8. Siesta
9. Porgy and Bess
10. Bitches Brew
I jedno wyjaśnienie. Nie jest to lista przypadkowa, aczkolwiek
zawsze w tego typu przypadkach mam ogromny problem z numeracją miejsc. Umówmy
się więc one są tu najmniej ważne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz