8 listopada 2014

Muzyka rozrywkowa? Yhmmm, czyli że co?


Jeszcze parę lat temu nie włączyłbym płyty Leonarda Cohena, Boba Dylana, Maroon 5, Jasona Mraza, Bisquitów, Pustek, Jamiroquai, Coldplay nawet Queenów. Trochę się więc z jednej strony pozmieniało, z drugiej zaś strony tylko Krawczyk, Kombi, Margareta, Sylwia Grzeszczak, Liber i cała około „eskowa” estetyka wkurzają, tak jak zawsze wkurzali.
W pewnym sensie przełomem były dla mnie płyty, na które natrafiłem kompletnie przez przypadek. No dobra, Dylan i Cohen przewijali się w moim domu dość często bo uwielbia ich mój Tata- chociażby  na Blu-ray’u bardzo fajny koncert Live At The Isle of Wight z 1970 roku. Ale już pozostałe tytuły, to dla mnie inna bajka, choć powiem też szczerze, że pewnie każdy z tytułów ma gdzieś tam dla mnie swoją historię. Maroon5? Zajawka na nich wróciła po filmie Begin Again z muzyką Adama Levina i z jego też udziałem w filmie. Pierwsze co, to po filmie zdobyliśmy Soundtracka. A później sięgnęliśmy po inne płyty z V na czele. Jason Mraz? To już przez nałogowe słuchanie przez Anię Chilli Zet.

Jamiroquai?  Nudziło mi się nieco i po przeglądaniu koncertów na youtube, trafiłem właśnie na koncert genialnej  funk-grupy z Jay Kay’em… Od tego czasu, dosyć regularnie wracam do ich płyt, zwłaszcza, podczas dłuższych tras, choć momentami zaspokajam się też nowym U2 i natchnionym, metafizycznym TGD. To zależy!

Jest też inna zmiana. Zacząłem dość intensywnie wertować popowe, rockowe nowości i zestawienia najrozmaitszych list przebojów. Ustalmy też jedno. Nic się na tych listach ciekawego nie dzieje (aczkolwiek, kilka numerów dzięki listom odkryłem). Poplista RMF FM- żeby być ścisłym z dnia 7.11.! Sheppard Geronimo; Taylor Swift Shake It Off; Mrozu Poza logiką; ZHU Faded; Avicii ft. Robbie Williams The Days; Kongos Come With Me Now; Meghan Trainor All About That Bass; Bednarek Chwile Te; Calvin Harris ft. John Newman Blame; Enrique Iglesias ft. Sean Paul, December Bueno Bailando. To pierwsza dyszka (w kolejności od 1 do 10) i do tego mega wręcz przeciętna. Taylor Swift, Meghan Trainor i Bednarek. Trzy numery, które mogą się podobać.

Co mnie wkurza w rozrywkowej muzyce?
Dziś mamy jakąś dziwną tendencję do mega przeciętności. Jest ciśnienie na jeden numer (no bo trzeba mieć dobry singiel) i tyle. Zazwyczaj na singlu się kończy. Nie tak dawno dyskutowałem sobie o Donatanie i Cleo. Dla mnie to tandeta, a kolega stwierdził, że ciekawie połączyli folklor z muzyką rozrywkową. Jaki folklor? Że panny mają kolorowe kiecki to nie folklor. Że w tle jest wiejska chatka, a dziewczyny klepią masło? No sorry. Folklor można na serio fajnie wykorzystać- jeżeli tylko weźmie się za to ktoś, kto robi dobrą muzykę… no i żeby nie wyjeżdżać tu z Chopinami, Szymanowskimi, Nahornymi i Dutkiewiczami można zatrzymać się na Zakopower, Golcach, Eneju, czy Lemonie. Ale też ta przeciętność przejawia się w warstwie wokalnej. Dziś ze świecą szukać można w pełni wyjątkowych wokalistów.  Takich wokalistów totalnych, niezwykle charyzmatycznych. Takich jak Ryszard Riedel, Grzegorz Markowski, Janusz Panasewicz, Janusz Radek, Artur Rojek. No może poza wyjątkiem, który tylko potwierdza regułę Igorem Herbutem. Lemon, to w ogóle fajny, ba wybitny przykład na to, że być może nie trzeba pisać wybitnych tekstów- są one dobre, zwyczajnie dobre- ale mając taki wokal, tak magnetyczny wokal i taką osobowość jak Herbut można nagrać znakomitą płytę.


Druga rzecz, to powtarzalność en masse… ale powtarzalność w sensie pewnego muzycznego deja vu. To wszystko już było. Margareta? Mocniejsze dancingowe brzmienia angielski wokal… ok, ale tego mamy na pęczki. Liber to już pophip-hopowa szkoła z damskimi wokalami. Nic nowego… kilka lat temu, kiedy jeszcze jarałem się nielegalami Ascetoholix pojawiali się bardziej popowi niż hip-hopowi 18L, Mezo, a Asceci wypalili z tandeciarskimi Suczkami. Liberowi do dziś ta popowa tendencja została i czuje się w niej dobrze. Problem w tym, że dla mnie poprap jest popapraną mieszanką wszystkiego co najgorsze w naszej rodzimej muzyce. I żeby było też jasne. Oceniam Libera przez pryzmat jego muzyki, bo prywatnie jest na serio w porządku facetem. To nie jest też tak, że nie można zrobić rapu z wokalnymi samplami- najlepszym przykładem jest Mos Def z Marvinem Gaye’em, albo Jay-Z z Linkin Park.
O grupach typu Enej, Lemon, Golec uOrkiestra, Pustki, Xxanaxx, TGD, Tomasz Makowiecki (ale ten od Moizmu) Maroon5, U2, Coldplay możemy powiedzieć wiele, do kilku rzeczy się poprzyczepiać, ale nie możemy powiedzieć, że są przeciętni i powtarzalni. Mają w sobie ten pierwiastek indywidualności.
W tym też kontekście miałem pewien problem z grupą Lorein. Bo tak, fajna muzyka, dobry i charakterystyczny wokal, przemyślanie teksty. Tyle tylko, że bardzo mocno zakorzenione jest to wszystko w estetyce stworzonej niegdyś przez Artura Rojka i Myslovitz. Ale to wrażenie mija nieco przy bliższym poznaniu (za podesłanie płyt dziękuję wydawnictwu S.P. Records). Znajduje się po kolei coś indywidualnego w wokalu Łukasza Lańczyka. Inspiracja, nawet momentami bardzo wyraźna nie wyklucza tworzenia indywidualnej muzyki.


Punkt trzeci teksty.
To temat w zasadzie na osobny tekst. W sumie częściej sięgam po anglojęzycznych wokalistów z jednego powodu. Język angielski mniej mnie absorbuje przy słuchaniu niż język polski. I dobrze. A polskie teksty? Odchodzimy powoli- całe szczęście- od tekstów niezwykle wręcz w wymowie masochistycznych i depresyjnych (casus Andrzejewicz, 18L, Verba, Cerekwicka, Markowska) i przechodzimy do tekstów pełnych miłosnych nadziei (casus Grzeszczak- choć tu chyba tekściarzem jest Liber). Problem w tym, że kurcze, no nie wytrzymują te nowe numery tekściarskich porównań z numerami grup Perfect (nawet te z najnowszego krążka), Lady Pank, Budka Suflera, Republika, Dżem, Myslovitz, no  z dzisiejszych odkryć Lorein.
 KOL Dwadzieścia lat i kilka dni, Dorobek mój to całe nic, Te kilka chwil w pudełku mam, Poza tym nic, mój cały świat, Na imię mam, jak dali mi, A moja twarz nie mówi nic, I duży dom w nocy się śni, Na jego drzwiach powieszę sny, I wokół jest tu tyle drzew, Na jedno z nich wejdę, nie znajdą mnie, To cały ja, choć ciągle sam, Wiem muszę żyć, ostatni raz.

Mieliśmy absolutnie genialnych tekściarzy. Wojciech Młynarski, Jacek Cygan, Agnieszka Osiecka, Maciej Zembaty. Mieliśmy znakomite umuzycznienia poezji Leśmiana, Miłosza. Dobrze, że młodzi autorzy także piszą swoje teksty, bo większe jest wtedy prawdopodobieństwo, że dostajemy muzykę autentyczną. Ale za tym musi iść jakiś pomysł (Lorein), jakość samej muzyki (Makowiecki, XXanaxx) i dobry wokal (Lemon). Wtedy możemy mówić o jakimkolwiek poziomie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz