Nudziło nam się wieczorem. Stwierdziłem więc, że obejrzymy
sobie z Anią jakiś fajny niezobowiązujący film. Wybraliśmy Niekończące się zaręczyny. Szkoda, bo to film, na który straciliśmy
tylko czas. Nic więcej. A i miny aktorów są bezbłędne. Słowem, jakie miny, taki film.
Dziś krótko, ale rzeczowo. Każdy ma
taki moment, że jest chwila wolnego czasu i szuka w masie filmów na dysku, czy
na płytach tego, co pozwoli spędzić miło czas. Nie znając tytułów, albo znając
gdzieś tam niektóre z nich w zarysie, wybrałem więc mega przypadkowo. Komedia
romantyczna, okazała się niestety totalnym dnem. Niekończące
się zaręczyny to na serio jedna z najbardziej drętwych komedii, z „z dupy
wziętym” humorem. Kurcze. Po piętnastu minutach zacząłem się kręcić na fotelu,
zacząłem robić herbaty i gmerać w kuchennych szafkach, żeby się czymś zająć. Czymś byle nie tym filmem.
Wyszedłem ostatecznie z pokoju, kiedy „sceny łóżkowe” były tak niesmaczne-
takie typowe zezwierzęcenie, że trochę było mi głupio, że wpadłem na pomysł
włączenia tego filmu. Ale też skąd mogłem wiedzieć.
Ten tytuł jest w sumie też tylko
moim punktem zapalnym, bo tak się składa, że takich filmów robi się na pęczki.
Nie wiem, czy jest to tendencja światowa, czy tylko arcypolska, bo na naszym
rynku oprócz Bogów jakoś tak trudno
jest doszukać się ostatnimi czasy Wielkich tytułów. W tym roku wiele rzeczy mnie
zawodzi. Chciałem pobawić się na Wakacjach
Mikołajka opartych na serii książek, które uwielbiam, i do których mam
ogromny sentyment, ale no sorry, dupy nie urwało. Sequel w tym wypadku dramatycznie wręcz gorszy.
Szukam więcej tytułów, które mnie
ostatnio rozczarowały. Blue Jasmin. Specyficzny
jest Woody Allen, ale nie powiem, bo wcześniejszy O północy w Paryżu było dla mnie bardzo miłym zaskoczeniem. Blue Jasmin o niezrównoważonej kobiecie alkoholiczce,
żonie kręcącego jakieś tam wałki biznesmena, nie dla mnie. Jakiś plus? Soundtrack. Tylko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz