Bareness nagrane w
duecie przez Tomasza Sroczyńskiego i Marka Pospieszalskiego to projekt
percepcyjnie trudny. Mało mamy tu jakichś czystych i konsonansowo
dopieszczonych współbrzmień- aczkolwiek i takie się- niejako- gdzieś spomiędzy wyłaniają.
Pojawia się natomiast stosunkowo często takie charakterystyczne freejazzowe
zabrudzenie i sonorystyczne eksperymentowanie świadczące o doskonałej
znajomości nie tylko instrumentu, ale i własnego warsztatu. Ciekawie też
Sroczyński z Pospieszalskim wymieniają się narracją i liniami quasi tematycznymi, budując ciekawą
historię muzyczną, której słucha się bardzo przyjemnie.
Jest też w tej muzyce, jakaś mistyczna/ metafizyczna aura,
na którą niemały wpływ miała akustyka XV- wiecznej świątyni. Piękny pogłos,
mieszające się w pogłosie współbrzmienia, inteligentne prowadzenie narracji i
momentami piękne linie melodyczne słowem, to za co uwielbiam Jana Garbarka z
Hilliard Ensemble. I choć zdaję sobie sprawę, że może dla niektórych daleko
wybiegam z moimi skojarzeniami zrównując projekty Sroczyńskiego i Pospieszalskiego
z projektami Garbarek/ Hilliard, mi akurat do tego jest estetycznie najbliżej…
Pewnie nie jest to
płyta prosta w odbiorze, ale niewątpliwie jest to projekt dla mnie bardzo
przyjemny, który pozwala na nowo odkryć awangardę muzyczną. Takie projekty
sprawiają, że chętniej sięgam po tytuły mniej- nazwijmy to- brzmieniowo
bezpieczne, a im dalej w tej muzyce się zagłębiam, tym więcej w niej można
wysłyszeć. Cóż taka awangarda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz