25 listopada 2014

Porozmawiajmy o muzyce trudnej...


Są takie projekty, które okazują się trudne, ale jednocześnie na tyle intrygujące, że pomimo pewnych percepcyjnych zawirowań zatracasz się w nich wsłuchując się w każde najdelikatniejsze brzmienie i odkrywasz w nich to, co w muzyce wydaje się najlepsze.

Bareness nagrane w duecie przez Tomasza Sroczyńskiego i Marka Pospieszalskiego to projekt percepcyjnie trudny. Mało mamy tu jakichś czystych i konsonansowo dopieszczonych współbrzmień- aczkolwiek i takie się- niejako- gdzieś spomiędzy wyłaniają. Pojawia się natomiast stosunkowo często takie charakterystyczne freejazzowe zabrudzenie i sonorystyczne eksperymentowanie świadczące o doskonałej znajomości nie tylko instrumentu, ale i własnego warsztatu. Ciekawie też Sroczyński z Pospieszalskim wymieniają się narracją i liniami quasi tematycznymi, budując ciekawą historię muzyczną, której słucha się bardzo przyjemnie.

Jest też w tej muzyce, jakaś mistyczna/ metafizyczna aura, na którą niemały wpływ miała akustyka XV- wiecznej świątyni. Piękny pogłos, mieszające się w pogłosie współbrzmienia, inteligentne prowadzenie narracji i momentami piękne linie melodyczne słowem, to za co uwielbiam Jana Garbarka z Hilliard Ensemble. I choć zdaję sobie sprawę, że może dla niektórych daleko wybiegam z moimi skojarzeniami zrównując projekty Sroczyńskiego i Pospieszalskiego z projektami Garbarek/ Hilliard, mi akurat do tego jest estetycznie najbliżej…  


 Pewnie nie jest to płyta prosta w odbiorze, ale niewątpliwie jest to projekt dla mnie bardzo przyjemny, który pozwala na nowo odkryć awangardę muzyczną. Takie projekty sprawiają, że chętniej sięgam po tytuły mniej- nazwijmy to- brzmieniowo bezpieczne, a im dalej w tej muzyce się zagłębiam, tym więcej w niej można wysłyszeć. Cóż taka awangarda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz