11 czerwca 2013

Krzysztof Penderecki Siedem Bram Jerozolimy- VII Symfonia

Siódma Pendereckiego to dzieło szczególne, tyleż monumentalne (napisane na pięciu solistów, recytatora, trzy chóry i orkiestrę), co intrygujące… ale i syntetyzujące- jak pisze Iwona Lindstedt- „wątki obecne w dotychczasowej twórczości.- jak czytamy dalej- „Utworzył też kompozytor własny zasób środków technicznych i wyrazowych, z których korzystał tworząc nowe utwory.”

                Siedmioczęściowa Symfonia Siedem Bram Jerozolimy- sama symbolika siódemki objawia się w utworze na kilka sposobów… siedmiokrotne powtórzenie akordu kończące kompozycję, siedmiodźwiękowy temat Passacagli (części II oraz IV)- jest kompozycją szczególną, na co wpływ ma z całą pewnością wiele czynników. Oczywiście samo zamówienie, powstała on bowiem na 3000- lecie miasta Jerozolimy. Po drugie, jako dzieło spinające dotychczasowe osiągnięcia Pendereckiego na gruncie symfonicznym i oratoryjno- kantatowym… według samego kompozytora Siódma kontynuuje linię wyznaczoną przez takie utwory jak: Pasja wg św. Łukasza, Jutrznia, Magnificat, Te Deum czy Polskie Requiem. Warto zatrzymać się również na chwilę przy warstwie tekstowej Siedmiu Bram Jerozolimy. Pierwotnie, kompozytor chciał posłużyć się wyłącznie Psalmami Dawida, jednakże w toku pracy wykorzystane zostały teksty zaczerpnięte z Księgi Izajasza, Daniela, Ezechiela (fragment zaczerpnięty z tej Księgi wykonywany jest według zaleceń kompozytora w języku narodowym publiczności) i Jeremiasza. Penderecki chciał również sięgnąć do Apokalipsy św. Jana, zamiar ten nie został jednakże zrealizowany. Jakkolwiek sama tematyka jest bez wątpienia ciekawa, warto w tym miejscu mimo wszystko skupić się na wykonaniu… że monumentalne, to zrozumiałe i oczywiste… potężnie brzmiąca orkiestra, jak zwykle w przypadku Sinfoni Iuventus bardzo dobrze brzmiąca blacha.. początek jednakże, trochę intonacyjnie niedokładnie chór… słychać to na tle znakomicie nastrojonej blachy… drobny mankament na początek… w dalszej części nie można się już do intonacji chóru przyczepić. Jest też kilka momentów, które pozostają w pamięci długo… np. pierwsze wejście solistów (Iwona Hossa, Izabella Kłosińska- soprany, Agnieszka Rehlis- alt, Rafał Bartmiński- tenor, Wojciech Gierlach- bas) w pierwszej części Magnus Dominus et laudabilis nimis… doskonałe intonacyjnie, piękne bod względem barwy… albo zakończenie pierwszej części… potężny akord wybrzmiewający swym echem… i stopniowe rozładowywanie napięcia przez solistów prowadzące do części drugiej… albo partia chóralna w części III De profundis… krótka wokaliza głosu i delikatny akord tutti… albo krótki ustęp dialogujących skrzypiec w części czwartej Si oblitus fuero tui, Jerusalem, znakomicie „wyciągnięty” na wierzch przez Pendereckiego… albo potężne i masywne brzmienie blachy w części V… albo jeszcze puzon solo w części VI Facta est super me manus Domini… dialogujący z recytatorem Sławomirem Hollandem… choć osobiście mam słabość do polskiej wersji z genialnym Jerzym Trelą- wydanej przez Dux w 2008 roku… i jeszcze kończący całą symfonię potężny akord na słowie Amen i to echo… pozostające po nim…
                Druga, najnowsza realizacja- dokonana przez wytwórnię DUX- Siedmiu Bram Jerozolimy, niewiele różni się od pierwszej, choć wydaje mi się ona ciekawsza… z większą ilością szczegółów i ogólnie lepszym brzmieniem całego zespołu… choć nie jest to zarzut wobec realizacji pierwszej, a raczej subiektywne odczucie…

                Ode mnie: ******

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz