Siódma Pendereckiego
to dzieło szczególne, tyleż monumentalne (napisane na pięciu solistów,
recytatora, trzy chóry i orkiestrę), co intrygujące… ale i syntetyzujące- jak
pisze Iwona Lindstedt- „wątki obecne w dotychczasowej twórczości.- jak
czytamy dalej- „Utworzył też kompozytor
własny zasób środków technicznych i wyrazowych, z których korzystał tworząc
nowe utwory.”
Siedmioczęściowa
Symfonia Siedem Bram Jerozolimy- sama
symbolika siódemki objawia się w utworze na kilka sposobów… siedmiokrotne
powtórzenie akordu kończące kompozycję, siedmiodźwiękowy temat Passacagli (części II oraz IV)- jest
kompozycją szczególną, na co wpływ ma z całą pewnością wiele czynników.
Oczywiście samo zamówienie, powstała on bowiem na 3000- lecie miasta
Jerozolimy. Po drugie, jako dzieło spinające dotychczasowe osiągnięcia
Pendereckiego na gruncie symfonicznym i oratoryjno- kantatowym… według samego
kompozytora Siódma kontynuuje linię
wyznaczoną przez takie utwory jak: Pasja
wg św. Łukasza, Jutrznia, Magnificat, Te Deum czy Polskie Requiem. Warto zatrzymać się również na chwilę przy
warstwie tekstowej Siedmiu Bram
Jerozolimy. Pierwotnie, kompozytor chciał posłużyć się wyłącznie Psalmami Dawida, jednakże w toku pracy
wykorzystane zostały teksty zaczerpnięte z Księgi
Izajasza, Daniela, Ezechiela (fragment zaczerpnięty z tej Księgi
wykonywany jest według zaleceń kompozytora w języku narodowym publiczności) i Jeremiasza. Penderecki chciał również sięgnąć
do Apokalipsy św. Jana, zamiar ten nie został jednakże zrealizowany. Jakkolwiek
sama tematyka jest bez wątpienia ciekawa, warto w tym miejscu mimo wszystko
skupić się na wykonaniu… że monumentalne, to zrozumiałe i oczywiste… potężnie
brzmiąca orkiestra, jak zwykle w przypadku Sinfoni
Iuventus bardzo dobrze brzmiąca blacha.. początek jednakże, trochę
intonacyjnie niedokładnie chór… słychać to na tle znakomicie nastrojonej
blachy… drobny mankament na początek… w dalszej części nie można się już do
intonacji chóru przyczepić. Jest też kilka momentów, które pozostają w pamięci
długo… np. pierwsze wejście solistów (Iwona Hossa, Izabella Kłosińska- soprany,
Agnieszka Rehlis- alt, Rafał Bartmiński- tenor, Wojciech Gierlach- bas) w
pierwszej części Magnus Dominus et
laudabilis nimis… doskonałe intonacyjnie, piękne bod względem barwy… albo
zakończenie pierwszej części… potężny akord wybrzmiewający swym echem… i
stopniowe rozładowywanie napięcia przez solistów prowadzące do części drugiej…
albo partia chóralna w części III De
profundis… krótka wokaliza głosu i delikatny akord tutti… albo krótki ustęp
dialogujących skrzypiec w części czwartej Si
oblitus fuero tui, Jerusalem, znakomicie „wyciągnięty” na wierzch przez
Pendereckiego… albo potężne i masywne brzmienie blachy w części V… albo jeszcze
puzon solo w części VI Facta est super me
manus Domini… dialogujący z recytatorem Sławomirem
Hollandem… choć osobiście mam słabość do polskiej wersji z genialnym Jerzym
Trelą- wydanej przez Dux w 2008 roku… i jeszcze kończący całą symfonię potężny
akord na słowie Amen i to echo…
pozostające po nim…
Druga,
najnowsza realizacja- dokonana przez wytwórnię DUX- Siedmiu Bram Jerozolimy,
niewiele różni się od pierwszej, choć wydaje mi się ona ciekawsza… z większą ilością
szczegółów i ogólnie lepszym brzmieniem całego zespołu… choć nie jest to zarzut
wobec realizacji pierwszej, a raczej subiektywne odczucie…
Ode
mnie: ******
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz