2 czerwca 2013

Cezary Gmyz/ Piotr Gociek, Zawód: dziennikarz śledczy


Jeden ze znajomych oglądając okładkę książki Zawód dziennikarz śledczy (wyd. Fronda) będącej de facto rozmową Piotra Goćka z Cezarym Gmyzem zapytał mnie, czy ta książka jest mocna… i tak i nie, ale dla mnie największą zaletą tej książki jest to, że Gmyz w swych wypowiedziach podaje czytelnikowi tylko sprawdzone fakty... 

Sześć rozdziałów składających się na książkę (Jak to się robi; Sztachnąć się IPN-em; Czasy miłości; Jak ja wierzę; Zaraza w Watykanie oraz Smoleńsk) stanowi zapis rozmów na tematy często niewygodne dla dzisiejszych elit, w tym sensie jest ona mocna. Doskonałym przykładem jest tu rozmowa na temat posiadłości Jolanty i Aleksandra Kwaśniewskich, czy sprawa z artykułem 585, czyli jak- cudownym losu zrządzeniem- został uratowany, przez partię rządzącą, jeden z polskich oligarchów... albo prezentując czytelnikowi wiele faktów dotyczących Tomasza Turowskiego, który wytoczył zresztą dwa procesy dziennikarzowi (jeden w trybie cywilnym o ochronę dóbr osobistych, i drugi o zniesławienie). Ale najważniejsze, że Cezary Gmyz nie kieruje się w swych wypowiedziach jakąś rządzą sprzedania czytelnikowi kilku tanich sensacji, lecz kieruje się faktami… znajdującymi oparcie w- często- wieloletnich badaniach konkretnego tematu- jak np. w wypadku współpracy duchownych (nie tylko katolickich, ale również prawosławnych czy ewangelickich) ze Służbą Bezpieczeństwa. Ale mówi tylko o tych duchownych, co do których współpracy poznał czytelne dowody… Mało tego… kilkukrotnie w książce pada sformułowanie, że nie wie jeszcze dostatecznie dużo na jakiś temat, wobec czego nie mówi o nim… plus dla Gmyza… mówi tylko o faktach potwierdzonych w kilku źródłach. Warto również zatrzymać się przy tychże źródłach. Pytany o nie wielokrotnie nie daje odpowiedzi… taką ma zasadę. Nie powie nawet czegoś co może w jakiś sposób naprowadzić na pochodzenie źródeł… wielokrotnie chciałem zacytować Gmyza, ale uznałem, że to popsułoby czytelnikowi całą przyjemność obcowania z lekturą.
Książka jest pozycją z całą pewnością godną polecenia… z kilku względów. Po pierwsze w sensie dosłownym pełna jest ona faktów nie znanych, faktów wielokrotnie ukrywanych dla ogółu- jak np. sprawa oświadczenia lustracyjnego Tomasza Turowskiego… czy sprawa dzienników Erika Kocha… po drugie nie została ona zdominowana tematem odkrytego na wraku Tupolewa trotylu. Oczywistym było, iż  sam temat pojawi się- otwiera i zamyka całą książkę - ale nie jest on dominującym. I bardzo zresztą dobrze… i wreszcie po trzecie last but not least Gmyz nie owija w bawełnę i co ważniejsze mówi prawdę. Poprzez wskazywanie dokumentów, czy źródeł, pokazuje czytelnikowi, iż pracując nad konkretnym tematem ważniejsza jest rzetelność, a nie „bycie tym pierwszym”… co sprawia, że czytelnik ma do niego zaufanie… pomimo próby ośmieszenia go (jak to miało miejsce podczas skandalicznej konferencji prasowej prokuratury, podczas której i tak potwierdzono słowa Gmyza… czy dziwna gra Hajdarowicza) wciąż można jemu jako dziennikarzowi ufać, a to jest w tej profesji chyba najważniejsze.


Ode mnie: ******

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz