Jeden ze znajomych oglądając okładkę książki Zawód dziennikarz śledczy (wyd. Fronda)
będącej de facto rozmową Piotra Goćka
z Cezarym Gmyzem zapytał mnie, czy ta książka jest mocna… i tak i nie, ale dla mnie największą zaletą tej książki jest to, że Gmyz w swych wypowiedziach podaje czytelnikowi tylko sprawdzone fakty...
Sześć rozdziałów składających się
na książkę (Jak to się robi; Sztachnąć
się IPN-em; Czasy miłości; Jak ja wierzę; Zaraza w Watykanie oraz Smoleńsk) stanowi zapis rozmów na tematy
często niewygodne dla dzisiejszych elit, w tym sensie jest ona mocna.
Doskonałym przykładem jest tu rozmowa na temat posiadłości Jolanty i Aleksandra
Kwaśniewskich, czy sprawa z artykułem 585, czyli jak- cudownym losu
zrządzeniem- został uratowany, przez partię rządzącą, jeden z polskich
oligarchów... albo prezentując czytelnikowi wiele faktów dotyczących Tomasza
Turowskiego, który wytoczył zresztą dwa procesy dziennikarzowi (jeden w trybie
cywilnym o ochronę dóbr osobistych, i drugi o zniesławienie). Ale
najważniejsze, że Cezary Gmyz nie kieruje się w swych wypowiedziach jakąś
rządzą sprzedania czytelnikowi kilku tanich sensacji, lecz kieruje się faktami…
znajdującymi oparcie w- często- wieloletnich badaniach konkretnego tematu- jak
np. w wypadku współpracy duchownych (nie tylko katolickich, ale również prawosławnych
czy ewangelickich) ze Służbą Bezpieczeństwa. Ale mówi tylko o tych duchownych,
co do których współpracy poznał czytelne dowody… Mało tego… kilkukrotnie w
książce pada sformułowanie, że nie wie jeszcze dostatecznie dużo na jakiś
temat, wobec czego nie mówi o nim… plus dla Gmyza… mówi tylko o faktach
potwierdzonych w kilku źródłach. Warto również zatrzymać się przy tychże
źródłach. Pytany o nie wielokrotnie nie daje odpowiedzi… taką ma zasadę. Nie
powie nawet czegoś co może w jakiś sposób naprowadzić na pochodzenie źródeł…
wielokrotnie chciałem zacytować Gmyza, ale uznałem, że to popsułoby
czytelnikowi całą przyjemność obcowania z lekturą.
Książka jest pozycją z całą
pewnością godną polecenia… z kilku względów. Po pierwsze w sensie dosłownym
pełna jest ona faktów nie znanych, faktów wielokrotnie ukrywanych dla ogółu-
jak np. sprawa oświadczenia lustracyjnego Tomasza Turowskiego… czy sprawa
dzienników Erika Kocha… po drugie nie została ona zdominowana tematem odkrytego
na wraku Tupolewa trotylu. Oczywistym było, iż
sam temat pojawi się- otwiera i zamyka całą książkę - ale nie jest on
dominującym. I bardzo zresztą dobrze… i wreszcie po trzecie last but not least Gmyz nie owija w
bawełnę i co ważniejsze mówi prawdę. Poprzez wskazywanie dokumentów, czy
źródeł, pokazuje czytelnikowi, iż pracując nad konkretnym tematem ważniejsza
jest rzetelność, a nie „bycie tym pierwszym”… co sprawia, że czytelnik ma do niego
zaufanie… pomimo próby ośmieszenia go (jak to miało miejsce podczas
skandalicznej konferencji prasowej prokuratury, podczas której i tak
potwierdzono słowa Gmyza… czy dziwna gra Hajdarowicza) wciąż można
jemu jako dziennikarzowi ufać, a to jest w tej profesji chyba najważniejsze.
Ode mnie: ******
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz